Parę miesięcy temu w Sejmie mówił pan o rewolucji w leczeniu WZW C. Jakie korzyści z punktu widzenia pacjenta przynosi nowa terapia trójlekowa?
prof. Robert Flisiak: Faktycznie to jest rewolucja, bo nie zdarzyło się w medycynie w ostatnich dziesięcioleciach, żeby skuteczność terapii na choroby przewlekłe poprawiła się z dnia na dzień aż o 70 proc. po wprowadzeniu nowej grupy leków. W Polsce tradycyjnie stało się to z opóźnieniem, zresztą największym w Europie. Trzeba to podkreślić, bo oczywiście nasi politycy są bardzo dumni z tego, że dokonano refundacji leczenia niektórym pacjentom (zaledwie 20 proc.), ale zapominają dodać, że zrobili to jako ostatni w Europie.
Wystarczy wspomnieć, że nie tylko nasi sąsiedzi z Europy Środkowej, ale nawet Portugalia i Grecja owładnięte kryzysem szybciej i w stopniu znacznie większym niż my wprowadziły refundację terapii trójlekowej. Są to kraje, w których bardzo duży nacisk kładzie się na zaciskanie pasa i oszczędzanie, ale nawet oni wiedzą, że nie tędy droga. Przy takiej poprawie skuteczności terapii analiza farmakoekonomiczna jest jednoznaczna, a korzyści społeczne i finansowe dla państwa są tym większe, im większą grupę pacjentów taka innowacyjna terapia obejmie.
Mimo wszystko nazywa to pan „rewolucją majową"?
Tak, bo ta terapia jest nieporównywalna z innymi skokami postępu w medycynie. Skuteczność leczenia wzrasta tu aż o 70 proc. (z 40 do 75 proc.), czyli u 3/4 pacjentów jesteśmy w stanie wyeliminować zakażenie, które jest przyczyną choroby przewlekłej. Około 40 proc. pacjentów, którzy dotąd wymagali rocznej terapii, będzie mogło mieć ją skróconą do 24–28 tygodni. To bardzo istotne. Na razie dotyczy to tylko niektórych pacjentów, ale mam nadzieję, że jeśli wejdą kolejne leki, a nasi decydenci, czyli kolejno AOTM, NFZ i MZ, wykażą się większą sprawnością, porównywalną choćby do innych krajów UE, to wówczas skrócenie czasu terapii będzie jeszcze bardziej wyraźne.