Nie ma już starego Kaszgaru. Przetrwał setki lat jako newralgiczny punkt Jedwabnego Szlaku. Przetrwał dziesiątki lat nieoficjalnego naporu i „wślizgiwania” się przełęczami do Ujgurii Chińczyków, Brytyjczyków, Rosjan. Pokonany został dopiero teraz przez gospodarczy sukces współczesnych Chin. Kaszgar nie jest już azjatyckim, bazarowym, orientalnym pępkiem świata. Jest jedną z kilkudziesięciu milionowych metropolii państwa boomu gospodarczego. Stare miasto Kaszgaru przestało istnieć w ciągu kilku lat. Gliniane domki z płaskimi dachami, piętrowe domy z amfiladowymi balkonami i krużgankami, nawet małe, nastrojowe meczety zostały zastąpione ceglanymi i pustakowymi budynkami, które imitują przeszły czas. To co powinno być przedmiotem dumy, było zawadą.
Kwartały szerokich, przebitych na przestrzał ulic okolone są wianuszkiem nowoczesnych wieżowców i czasami budynków, które nieudolnie naśladują kaszgarski orient. Resztki staroci ukryte są za nowymi budynkami. Znikną w ciągu roku, dwóch. Wprawdzie nadal uliczki i zaułki zachowały swój dawny jednorodny zawodowo charakter i nadal grupują krawców, sprzedawców przypraw, dentystów, fryzjerów, piekarzy, rzeźników, czyścicieli butów i szewców, płatnerzy i snycerzy, to nie jest to już dawny nastrój.
Interaktywna mapa wyprawy
Nikt się tu nie bawił w konserwację zabytków. Zburzono to, co stare, zmurszałe i zastąpiono tanią imitacją... Obiektywnie trzeba jednak przyznać, że nie był to tylko atak wandali. W nowych domach, na nowych podwórkach będzie mniej kurzu, będzie elektryczność i kanalizacja, może kilka innych udogodnień. Ale czy w nowych czasach powszechnej tandety przetrwa ulica stolarzy, którzy specjalizują się w ręcznym obrabianiu nóg do łóżek? Albo ostrzycieli noży? Medyków? Wróżbitów? Czy zostaną już tylko tanią atrakcją turystyczną?
W centralnym meczecie nastrój też jakby przygaszony. A może to wpływ ramadanu? Nie! Główne ulice się bawią, a plac przed meczetem przypomina wesołe miasteczko. W ramadanie!
Smutno, ponuro, bezradnie wyglądają więc starsi mężczyźni, którzy w przerwach miedzy modłami prowadzą teologiczne dysputy. Jak dawniej, jak zawsze, jeden coś klaruje, a reszta słucha. Nikt się nie spiera. Czy słuchacz jest jeden, czy jest ich kilkunastu, mówi jeden. Przedstawia swoje zdanie na temat interpretacji jakiegoś koranowego wersetu, a gdy ktoś jest innego zdania, głosu nawet nie zabiera, tylko wstaje i odchodzi. Godna podziwu, rozsądna praktyka.