Wczoraj Kair szykował się do kolejnego wielkiego starcia między zwolennikami nowej władzy i stronnikami odsuniętego od niej trzy miesiące temu przez armię islamistycznego prezydenta Mohameda Mursiego.
Obawiano się powtórki najtragiczniejszych wydarzeń: z 8 lipca – gdy pod koszarami gwardii republikańskiej zginęło ponad 50 manifestantów – i 14 sierpnia, gdy podczas usuwania miasteczek namiotowych utworzonych kilka tygodni wcześniej przez zwolenników Mursiego liczba zabitych przekroczyła 630.
Wczoraj, gdy zamykaliśmy to wydanie gazety, ministerstwo zdrowia informowało o co najmniej 15 zabitych, w tym 13 w Kairze.
Agenci i spiskowcy
Atmosferę podgrzało oświadczenie władz, że ci, którzy zaprotestują przeciwko armii, będą traktowani jak „agenci obcych sił”. Pod podobnym zarzutem do więzień trafiali w ostatnich miesiącach liderzy Bractwa.
Egipska stolica wczoraj po południu była pełna mundurowych, transporterów opancerzonych, zasieki broniły dostępu do miejsc, w których zamierzali protestować zwolennicy Mursiego i Bractwa Muzułmańskiego.