Czekając na klimatyczną apokalipsę

Naukowcy dają ludzkości coraz mniej szans na uniknięcie katastrofy z powodu błędnego modelu rozwoju.

Aktualizacja: 30.03.2014 18:54 Publikacja: 30.03.2014 16:00

Tegoroczna wielka powódź w Anglii. Katastrofy naturalne pokazują mieszkańcom Europy i Ameryki, że gl

Tegoroczna wielka powódź w Anglii. Katastrofy naturalne pokazują mieszkańcom Europy i Ameryki, że globalne ocieplenie to już nie tylko problem Trzeciego Świata

Foto: AFP

Drugi z serii trzech zapowiedzianych w tym roku raportów działającego przy ONZ Międzynarodowego Panelu ds. Zmian Klimatycznych (IPCC) oficjalnie nie został jeszcze opublikowany, ale dla wtajemniczonych nie jest już sekretem. Zresztą sami autorzy zdają się podsycać zainteresowanie mediów pojawiającymi się przeciekami.

Po długoletnich dyskusjach i sporach większość uznanych autorytetów, które zostały zaproszone do wspólnego przeprowadzenia analiz, nie ma już raczej wątpliwości: przyszłość ludzkości jawi się w niewesołych barwach. Zmiany klimatyczne doprowadzą do masowych migracji setek milionów ludzi, sprowadzą ryzyko krwawych wojen, przy których konflikt o Krym to ledwie lokalne przepychanki, i wreszcie wywołają straty ekonomiczne nieporównywalne z żadnym kryzysem.

Ostatnie ostrzeżenie

Członkowie IPCC bywali oskarżani o czarnowidztwo i poddawani krytyce ekosceptyków, lecz tym razem zgodność naukowców jest zadziwiająca. Wciąż aktywna jest (choć coraz mniejsza) frakcja przekonanych, że anomalie pogodowe i globalne zmiany w atmosferze nie są efektem działalności człowieka, ale dla badaczy nie ma to teraz większego znaczenia – tym razem chodzi o zarysowanie możliwych skutków obserwowanych zmian, a nie o wskazywanie winnego.

Dla uniknięcia zarzutów o stronniczość uczestnicy panelu wymienili między sobą kilka tysięcy dokumentów, badając je pod kątem popełnienia błędów albo przyjęcia zbyt ryzykownych założeń. Punkty budzące wątpliwości zostały we wnioskach pominięte.

Wagę raportu IPCC podkreśla (skądinąd przypadkowy) fakt, że do równie alarmujących wniosków doszedł w tym samym czasie zespół analityków pracujących pod kierunkiem matematyka Safy Motesharreiego na zlecenie NASA. Kolejne rządy amerykańskie nigdy nie były głęboko przekonane o słuszności teorii globalnego ocieplenia, przynajmniej nie na tyle, na ile na problem zwracają uwagę Europejczycy.

Tym bardziej więc wynik badań Motesharreiego musi budzić niepokój: z symulacji na podstawie modelu matematycznego HANDY (Human and Nature DYnamical) wyłania się coś, co brytyjscy dziennikarze opisują jako zapowiedź Armagedonu, czyli serii zagrożeń i katastrof stawiających pod znakiem zapytania możliwości dalszego rozwoju czy wręcz przetrwania współczesnej cywilizacji technicznej. W najbardziej pesymistycznej wersji wizja ta mogłaby zacząć stawać się rzeczywistością już za kilkanaście lat.

Faktem, który nie budzi już raczej wątpliwości, jest podniesienie się średniej temperatury na Ziemi o 0,8 st. C od początku epoki uprzemysłowienia (albo w ciągu ostatnich 250 lat – jeśli ktoś nie wierzy w siłę sprawczą człowieka, choć w tym czasie nie były znane żadne naturalne źródła takich gazów cieplarnianych jak metan, freony albo tlenek azotu).

Według wyliczeń IPCC rozwój cywilizacji wedle dotychczasowych wzorców musi doprowadzić do wzrostu średniej temperatury na Ziemi do 4 st. C w ciągu kolejnego wieku. Raport Banku Światowego z 2012 r. mówi o możliwości podniesienia słupka rtęci nawet o 6 st. W praktyce ocieplenie już o 3 st. uczyniłoby życie na większości obszaru globu nieznośnym.

Katastrofa za oknem

O tym, że nie jest to już jedynie fantazja albo zjawisko zagrażające tylko dalekim peryferiom rozwiniętego świata (choć wszystkie badania rzeczywiście za najbardziej zagrożony obszar uznają zgodnie Azję), mieszkańców uprzemysłowionej Północy przekonują coraz częstsze i coraz groźniejsze katastrofy. Sceptycznych Amerykanów do zastanowienia skłoniła seria tragicznych huraganów, poczynając od Katriny w 2005 r. oraz dramatyczna susza pustosząca rolnicze stany Środkowego Zachodu. Brytyjczycy do teraz sprzątają kraj po ogromnych powodziach i wichurach, które na przedwiośniu po raz kolejny przetoczyły się przez Wyspy. Zalany krajobraz za własnym oknem działa na wyobraźnię lepiej niż rozpaczliwe apele władz Malediwów albo ginącego pod falami Pacyfiku Tonga.

Wizją, która najskuteczniej spędza sen z oczu polityków Zachodu, są przede wszystkim potencjalne migracje z powodu podnoszenia się poziomu mórz. Problem jest tym poważniejszy, że najbardziej zagrożone są przeludnione regiony Azji Południowej i Wschodniej. Okresowe powodzie, np. w Bangladeszu, pokazują, że nie ma tam już wystarczającego obszaru odwrotu, co oznacza, że w razie trwałego zalania duża część ze 150 mln Bengalczyków musi opuścić swój kraj. To samo dotyczy Indonezji czy Filipin.

Tempo topnienia lodu w Arktyce i na Grenlandii (które po dokładnych pomiarach okazuje się znacznie szybsze niż do tej pory sądzono) nie wskazuje na możliwość zatrzymania tego procesu.

Z prognoz wynika, że silny (ok. 2,5 st. C) wzrost średnich temperatur na Ziemi może spowodować łączne straty ekonomiczne nawet 2 proc. globalnego PKB. W odniesieniu do stanu z roku 2012 łączna wartość szkód wyrządzonych przez zjawiska określane jako anomalie pogodowe osiągnęłaby 1,2–1,5 tryliarda dolarów.

W kolejnych dekadach do kosztów zmian klimatycznych trzeba będzie też włączyć prawdopodobny wzrost cen żywności z powodu zakłóceń produkcji w regionach dostarczających np. duże ilości zbóż (środkowe USA, Kanada, Rosja). Z powodu problemów upraw wielkoobszarowych produkcja może zmniejszać się nawet o 2 proc. w ciągu dekady. Wróży to problemy także dlatego, że do końca stulecia globalne zapotrzebowanie na żywność ma wzrosnąć o 14 proc.

Kłopoty z produkcją żywności mogą spotęgować problem głodu, zwłaszcza wśród dzieci (do 2050 r. spodziewany jest wzrost dzieci niedożywionych o 17–22 proc. w stosunku do stanu obecnego).

Wreszcie do dramatycznych konsekwencji prowadzi rosnący deficyt wody pitnej. Jej zasoby kurczą się coraz szybciej, także z powodu konieczności zwiększania irygacji wskutek upału i suszy. W Afryce dochodzi już do lokalnych konfliktów o źródła wody, wkrótce zaś mogą one doprowadzić nawet do wojen. Już dziś widać napięcia polityczne, których źródłem są spory o dostęp do wody z górnego biegu Nilu albo Jordanu.

Bezpośrednim skutkiem rosnących zagrożeń ma się stać pogorszenie warunków życia i wzrost problemów zdrowotnych większej części ludzkości. Z jednej strony, to skutek powodzi, pożarów, osunięć ziemi czy gwałtownych huraganów. Z drugiej strony, zmiany klimatyczne powodują szybki wzrost populacji inwazyjnych gatunków zwierząt, następuje wywołane ociepleniem pojawienie się chorobotwórczych drobnoustrojów albo inwazja przenoszących zakażenia owadów.

Ile mamy czasu?

Oczywiście nadal toczą się dyskusje i nie wszyscy naukowcy bezkrytycznie oceniają katastroficzne wizje. Problem jednak w tym, że spory te dotyczą na ogół metodologii i możliwości najbardziej dramatycznych scenariuszy  (łącznie z upadkiem współczesnej cywilizacji), a nie samego występowania negatywnych zmian, które gołym okiem dostrzegają nawet laicy.

Chodzi zresztą nie tylko o zmiany środowiskowe. Prof. Adam T. Smith, badacz rozwoju społeczeństw z Uniwersytetu Cornell, zwraca uwagę, że czynnikami rozsadzającymi znaną nam współczesną cywilizację mogą być z jednej strony przyczyny fizyczne (np. stopniowe wyczerpanie zasobów), jak i społeczne – np. dramatyczne nierówności poziomu życia. Z kolei antropolog Joseph Tainter krytykuje założenia modelu HANDY, ale nawet on nie wyklucza dramatycznych skutków niekontrolowanego, ekstensywnego i marnującego zasoby naturalne rozwoju cywilizacji.

Być może badacze działający na zlecenie NASA okazali się zbytnimi pesymistami, wróżąc cywilizacyjny Armagedon już za dwie dekady. Tylko czy powinniśmy czuć się uspokojeni przesunięciem granicy naprawdę dramatycznych kłopotów ludzkości do końca albo poza granicę obecnego stulecia? Z perspektywy historii cywilizacji czas życia trzech, czterech pokoleń znaczy bardzo niewiele.

Naprawdę niepokoić powinno nas to, że naukowcy są coraz bardziej zgodni w swych pesymistycznych prognozach: obecny raport IPCC jest już szóstym w ciągu dekady poważnym, przygotowanym z udziałem kilkuset uznanych specjalistów, opracowaniem straszącym ludzkość poważnymi konsekwencjami kontynuowania dotychczasowego modelu rozwoju cywilizacji.

Drugi z serii trzech zapowiedzianych w tym roku raportów działającego przy ONZ Międzynarodowego Panelu ds. Zmian Klimatycznych (IPCC) oficjalnie nie został jeszcze opublikowany, ale dla wtajemniczonych nie jest już sekretem. Zresztą sami autorzy zdają się podsycać zainteresowanie mediów pojawiającymi się przeciekami.

Po długoletnich dyskusjach i sporach większość uznanych autorytetów, które zostały zaproszone do wspólnego przeprowadzenia analiz, nie ma już raczej wątpliwości: przyszłość ludzkości jawi się w niewesołych barwach. Zmiany klimatyczne doprowadzą do masowych migracji setek milionów ludzi, sprowadzą ryzyko krwawych wojen, przy których konflikt o Krym to ledwie lokalne przepychanki, i wreszcie wywołają straty ekonomiczne nieporównywalne z żadnym kryzysem.

Pozostało 91% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!