Sondażowe wyniki wyborów nie dają KNP szans na mandaty w sejmikach wojewódzkich. Słaby wynik osiągnął również kandydat tego ugrupowania na prezydenta Warszawy Przemysław Wipler. Z rezultatem na poziomie 4 proc. (zbliżony do wyniku partii) zajął dopiero piąte miejsce, za niezależnym Piotrem Guziałem i Sebastianem Wierzbickim z SLD. Podobny wynik osiągnęli też Konrad Berkowicz w Krakowie oraz Artur Dziambor w Gdyni. Żaden z nich nie otarł się nawet o dwucyfrowe poparcie. – To wynik na miarę oczekiwań, ale nie marzeń. Na początku kampanii mieliśmy kilkuset członków, a wystawiliśmy 4 tys. kandydatów – broni się Wipler.
Te rezultaty stawiają partię w trudnej sytuacji przed przyszłorocznymi wyborami parlamentarnymi. O ile zwycięstwo w majowych eurowyborach miało dać wyborcom KNP wiarę, że nie jest to jedynie ugrupowanie kanapowe bez szans na realny udział we władzy, o tyle samorządowa porażka może to przekonanie znów podkopać.
W partii odżywają też walki frakcyjne. Wiceprezes Jacek Wilk, który pierwotnie miał konkurować z Hanną Gronkiewicz-Waltz (w ostatniej chwili zastąpił go Wipler), publicznie skrytykował wynik partii. „4,2%, czyli KNP zaliczyła niemały procentowy w*p*r*l" – napisał na Twitterze. Te zarzuty odpiera jednak asystent Wiplera Marcel Klinowski. „Pierwszy do komentowania, ostatni do pracy" – skwitował.
I to właśnie Wilk może mieć teraz problemy. – Wszyscy mają do niego żal, bo tydzień przed wyborami zrezygnował ze startu. To zaszkodziło – mówi nam osoba ze sztabu partii.