W nocy z soboty na niedzielę – po raz pierwszy od zawarcia w lutym rozejmu – ukraińska artyleria otworzyła ogień na północne przedmieścia Doniecka i miejscowości leżące w pobliżu.
Dwugodzinny ostrzał był tak gwałtowny, że rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow dzwonił w nocy do serbskiego prezydenta Ivicy Dacica, żądając, by wywarł on presję na Kijów w celu przerwania ognia.
Serbia obecnie sprawuje przewodnictwo w OBWE, która z kolei nadzoruje przerwanie ognia w Donbasie.
Utrata cierpliwości
Być może ukraińscy wojskowi stracili po prostu cierpliwość i odpowiedzieli na niekończące się prowokacje separatystów, pokazując jednocześnie, że są gotowi do walki. Niewykluczone również, że próbowali zlikwidować zgrupowanie rosyjskich wojsk zbierające się w północnych dzielnicach Doniecka, najwyraźniej, aby zaatakować ukraińskie pozycje.
Jak wygląda sytuacja w rejonie nocnego ostrzału, mogli się dzień wcześniej przekonać sami obserwatorzy OBWE, którzy nagle na skraju donieckiego lotniska znaleźli się na linii ognia rosyjskiej artylerii. „W tym czasie i w tym miejscu sytuacja była spokojna i nie były tam prowadzone żadne działania wojenne" – poinformowała Organizacja w specjalnym oświadczeniu.
Obie strony już nie ukrywają, że są odcinki frontu, z których nie wycofano ciężkiej broni – jak nakazywało to mińskie porozumienie rozejmowe. Jak się wydaje, ukraińska armia ponownie ściągnęła armaty na front w odpowiedzi na działania separatystów – przynajmniej w okolicach Doniecka.
Najgorzej sytuacja wygląda w pobliżu Mariupola, kontrolowanego przez Ukrainę portu nad Morzem Azowskim. Jeszcze w lutym rosyjskie oddziały zostały zepchnięte spod miasta do wioski Szyrokine, na odległość, z której nie mogą ostrzeliwać jego zabudowy. Mimo rozejmu ukraińskie pozycje są tam codziennie ostrzeliwane, o czym przekonała się po raz kolejny w sobotę misja OBWE – rosyjska kula utkwiła w samochodzie jej przedstawiciela.