Donieck: grzmią działa

Wybuchające na linii frontu gwałtowne starcia wywołują kolejną falę uciekinierów z Donbasu.

Aktualizacja: 04.05.2015 10:08 Publikacja: 03.05.2015 21:25

Ukraińska rodzina żyjąca od pół roku w schronie przy jednej z donieckich kopalń

Ukraińska rodzina żyjąca od pół roku w schronie przy jednej z donieckich kopalń

Foto: EPA

W nocy z soboty na niedzielę – po raz pierwszy od zawarcia w lutym rozejmu – ukraińska artyleria otworzyła ogień na północne przedmieścia Doniecka i miejscowości leżące w pobliżu.

Dwugodzinny ostrzał był tak gwałtowny, że rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow dzwonił w nocy do serbskiego prezydenta Ivicy Dacica, żądając, by wywarł on presję na Kijów w celu przerwania ognia.

Serbia obecnie sprawuje przewodnictwo w OBWE, która z kolei nadzoruje przerwanie ognia w Donbasie.

Utrata cierpliwości

Być może ukraińscy wojskowi stracili po prostu cierpliwość i odpowiedzieli na niekończące się prowokacje separatystów, pokazując jednocześnie, że są gotowi do walki. Niewykluczone również, że próbowali zlikwidować zgrupowanie rosyjskich wojsk zbierające się w północnych dzielnicach Doniecka, najwyraźniej, aby zaatakować ukraińskie pozycje.

Jak wygląda sytuacja w rejonie nocnego ostrzału, mogli się dzień wcześniej przekonać sami obserwatorzy OBWE, którzy nagle na skraju donieckiego lotniska znaleźli się na linii ognia rosyjskiej artylerii. „W tym czasie i w tym miejscu sytuacja była spokojna i nie były tam prowadzone żadne działania wojenne" – poinformowała Organizacja w specjalnym oświadczeniu.

Obie strony już nie ukrywają, że są odcinki frontu, z których nie wycofano ciężkiej broni – jak nakazywało to mińskie porozumienie rozejmowe. Jak się wydaje, ukraińska armia ponownie ściągnęła armaty na front w odpowiedzi na działania separatystów – przynajmniej w okolicach Doniecka.

Najgorzej sytuacja wygląda w pobliżu Mariupola, kontrolowanego przez Ukrainę portu nad Morzem Azowskim. Jeszcze w lutym rosyjskie oddziały zostały zepchnięte spod miasta do wioski Szyrokine, na odległość, z której nie mogą ostrzeliwać jego zabudowy. Mimo rozejmu ukraińskie pozycje są tam codziennie ostrzeliwane, o czym przekonała się po raz kolejny w sobotę misja OBWE – rosyjska kula utkwiła w samochodzie jej przedstawiciela.

Dostępu do Mariupola bronią głównie ukraińskie ochotnicze bataliony sformowane z mieszkańców Donbasu („Azow" i „Donbas"), co dodatkowo potęguje rosyjską agresję – ze względów propagandowych chcieliby zniszczyć te jednostki. Pod naciskiem Zachodu Kijów próbuje wycofać ochotników z frontu, ale to z kolei wywołuje niechętne reakcje wśród mieszkańców bronionego miasta.

Ci zaś są przekonani, że chodzi po prostu o oddanie Mariupola Rosjanom w ramach jakiegoś tajnego porozumienia.

W niedzielę w centrum miasta odbył się wiec, na którym mieszkańcy podpisywali rezolucję „Ani kroku w tył!", żądając wzmocnienia obrony i pozostawienia ochotników.

Kilometry i ludzie

„Jeśli front zostanie odepchnięty na, powiedzmy, 30 kilometrów – w Mariupolu czy gdzieś indziej – będzie to oznaczało ucieczkę kolejnych 600 tys. ludzi (w głąb Ukrainy)" – przestrzegł jeden z szefów Caritas Ukraina Petro Matiaszek. Obecnie na Ukrainie jest już 1,2 mln zarejestrowanych uchodźców, kolejna fala uciekinierów może oznaczać katastrofę humanitarną. Poza bowiem oficjalnie zarejestrowanymi jest jeszcze nieznana liczba uchodźców, którzy uciekli z Donbasu, ale pomocy szukają tylko u swoich rodzin na Ukrainie.

Codziennie zresztą kolejne rodziny uciekają na Ukrainę z zajętego przez separatystów Doniecka i sąsiedniej Horliwki. Z domów wypędzają ich przede wszystkim ostrzały artyleryjskie z obu stron.

Okolice Szirokine, Doniecka, Horliwki i Ługańska stają się znów linią frontu, gdzie strzelanina nie cichnie.

Jednak ukraińscy analitycy wojskowi sądzą, że wiosna w stepach nie doprowadzi do wybuchu kolejnej wojny. – Możliwe są nieduże starcia: separatyści zajmą jakieś wioski czy skrzyżowania dróg, a nasze wojska będą je odbijać albo zajmować inne wioski i skrzyżowania – uważa kijowski analityk Konstantin Maszowiec.

Kwestia czasu

Zachodni analitycy i politycy całkowicie odmiennie oceniają sytuację na froncie. Zarówno amerykański Departament Stanu, jak i dowódca wojsk NATO, amerykański generał Philip Breadlove uważają, że wykorzystując rozejm, Rosja gromadzi wojska wzdłuż ukraińskiej granicy. Jednocześnie do Donbasu wwożony jest rosyjski sprzęt wojskowy. „Nie możemy dokładnie przewidzieć, co Rosja zamierza uczynić, i nie rozumiemy też do końca, jakie są zamiary Putina" – przyznał Breedlove.

„Obecny zastój (na froncie) nie wygląda na początek tworzenia czegoś trwałego. Obawiam się, że tylko kwestią czasu jest uruchomienie spirali konfrontacji (między Rosją a Zachodem)" – powiedział ekspert z Fundacji Carnegie Andrew Weiss w rozmowie z agencją AP. Podobnie uważa generał Breedlove, który przestrzega, że „rozejm (na Ukrainie) jest niestabilny", a „wiele działań rosyjskiej strony wskazuje na przygotowywanie nowego ataku".

Wszyscy wskazują, że decyzja o ewentualnym przedłużeniu konfliktu zależy wyłącznie od jednego człowieka, czyli prezydenta Rosji Władimira Putina. Jeden z przywódców separatystów, „doniecki prezydent" Aleksandr Zacharczenko już po zawarciu rozejmu co najmniej dwukrotnie mówił, że zamierza zdobyć całe tereny obwodów donieckiego i ługańskiego – w większości kontrolowane obecnie przez Ukraińców.

Wszyscy uważają jednak, że rezultatem rosyjskiego ataku będą nieuchronne kolejne sankcje ekonomiczne, jakie Zachód nałoży na agresora. Ale też wszyscy obawiają się nadchodzącego tygodnia i uważają, że w okolicach rosyjskiego święta 9 maja Rosjanie mogą uderzyć w Donbasie.

Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!