To był bohaterski czyn – głosi oświadczenie Hamasu, organizacji radykalnej i wspierającej wszelkie formy walki Palestyńczyków z Izraelem. Tak oceniony został atak terrorystyczny w wykonaniu dwu Palestyńczyków z Zachodniego Brzegu, którzy w środowy wieczór w bezładnej strzelaninie w Tel Awiwie uśmiercili cztery osoby. Na miejsce swego aktu wybrali pasaż handlowy nieopodal dowództwa armii.
Od takich scen Izraelczycy zdołali się już odzwyczaić, jednak były na porządku dziennym w początkach ubiegłej dekady, kiedy to Hamas wysyłał szahidów, czyli samobójców, którzy wysadzali się w zatłoczonych środkach komunikacji w Izraelu. Był to czas tzw. drugiej intifady, czyli powstania palestyńskiego.
Hamas nie przyjął oficjalnie odpowiedzialności za ostatni akt terroru, jednak dwaj zamachowcy, kuzyni, pochodzą z Hebronu na okupowanym Zachodnim Brzegu, gdzie organizacja ta ma wielu zwolenników.
Jest to pierwszy tak krwawy akt, od chwili gdy w październiku ubiegłego roku rozpoczęła się seria ataków młodych Palestyńczyków przy użyciu noży na przypadkowych Izraelczyków. Zginęło w nich już do tej pory 28 Żydów oraz prawie 200 Palestyńczyków zastrzelonych najczęściej w trakcie zamachów.
Izraelski dziennik „Jediot Achronot" już jesienią ubiegłego roku ogłosił, że nowa fala palestyńskich zamachów jest początkiem trzeciej intifady.