Są oni pewniejsi siebie, potrafią skupić się na pracy, samodzielnie myśleć i znajdować niestandardowe rozwiązania. Dlatego jako firma szukamy właśnie takich ludzi i staramy się dać im możliwość rozwoju, a także – co równie ważne – osiągnięcia równowagi pomiędzy pracą i życiem osobistym. Dobrze to rozumiem, ponieważ są to wartości bardzo bliskie również dla mnie.

W skali makro, skali polskiej gospodarki to, co udało się nam już osiągnąć i co pozwali nam na osiągnięcie sukcesów w przyszłości jest zbudowane na podstawowych wartościach: pracy, uczciwości, cierpliwości i wytrwałości. Może brzmi to jak banał, ale historia uczy nas, że najskuteczniejsze lekarstwo na biedę i porażkę powstać może tylko tu, na miejscu, może powstać pracą naszych umysłów i naszych rąk. Nikt za nas niczego nie zrobi i nie załatwi – szczególnie szczęścia, sukcesu i bogactwa Polski oraz jego obywateli. Dlatego przewrotnie zmieniłbym pytanie postawione w tytule debaty. To nie wzrost PKB przekłada się na wzrost szczęścia, ale to każdy z nas pracując nad sobą, swoim wynikiem może spowodować, że wreszcie – czy to indywidualnie, czy jako cały kraj – ten stan szczęścia osiągniemy.

Nie będzie to oczywiście łatwe. Tym bardziej, że we współczesnym i tak dramatycznie szybko zmieniającym się świecie ludzie żyjący z pracy i osiągający w niej ponadprzeciętny sukces, wydają się być coraz mniej liczną elitą. Jednak nie jest to grupa zamknięta na nowych członków. David Landes, profesor historii z Uniwersytetu Harvarda podkreślał w swojej słynnej pracy „Bogactwo i nędza narodów", że muszą to być jednak ludzie o pozytywnym nastawieniu. Optymiści są na tym świecie górą, nie z powodu swojej nieomylności tylko właśnie dzięki pozytywnemu nastawieniu, bo nawet kiedy popełniają błędy, to ich pozytywne nastawienie otwiera im drogę do osiągnięć, poprawy i sukcesu.

not. Zuzanna Reda-Jakima

Tekst powstał w związku z festiwalem „Karuzela cooltury", Andrzej Klesyk brał udział w debacie pt. Czy wzrost „PKB przekłada się na wzrost szczęścia i miłości?"