Jak ustaliliśmy, już dziś zdarza się, że niektóre kursy - zamiast zwykłych aut osobowych - realizują taksówki. Dotarliśmy do danych, z których wynika, że już pod koniec 2016 r. 17 proc. kierowców Ubera stanowili byli lub obecni taksówkarze. - Estymujemy, że dziś ten odsetek jest dużo większy - nie ukrywa Ilona Grzywińska, dyrektor komunikacji na nasz region Europy w Uberze.
Pierwszym, które wprowadził w naszym kraju możliwość zamawiania taksówki przez taką aplikację, był kilka dni temu estońsko-chiński Taxify. Na razie taką opcję mają klienci w Warszawie, ale - jak się dowiedzieliśmy - już wkrótce pojawi się ona w kolejnych miastach, m.in. Szczecinie.
Alex Kartsel, szef Taxify na Polskę, wyjaśnia, że współpraca z niezrzeszonymi taksówkarzami i mniejszymi korporacjami to dla użytkowników aplikacji dodatkowa usługa, a dla samych licencjonowanych kierowców - szansa na utrzymanie się na rynku.
- Wprowadzenie opcji zamawiania taksówki w aplikacji Taxify daje klientom możliwość transportu dziecka bez fotelika, dojechania w miejsca, które są wyłączone z ruchu dla pojazdów prywatnych i jazdę buspasami, z pominięciem korków - wylicza Kartsel.
Jak tłumaczy, rozmawia on już z mniejszymi korporacjami w stolicy i innych miastach o współpracy. - Taxify to dla taksówkarzy często jedyna alternatywa dla korporacji taxi, którym muszą płacić co miesiąc 700-1200 zł. Dla tych jeżdżących np. na pół etatu, to kompletnie nieopłacalne. My nie pobieramy od nich tych opłat - dodaje nasz rozmówca.