Jeśli amerykański urząd lotnictwa FAA i organy nadzoru w innych krajach poprą taką zmianę w systemie szkolenia, to piloci będą potrzebować więcej czasu na opanowanie nowych procedur w kokpicie. Według największego klienta Boeinga w zakresie MAX-ów, linii Southwest Airlines, gdyby wystarczyło tylko szkolenie na komputerach osobistych, to linia potrzebowałaby 2 miesięcy na przeszkolenie swych ponad 9500 pilotów.
Ta linia nie uczestniczyła w niedawnych dyskusjach dotyczących zaleceń, jak należy przeszkolić pilotów, nie może więc podać dodatkowych kosztów i czasu, zanim nie otrzyma konkretnych wytycznych — powiedziała Reuterowi rzeczniczka Brandy King. Southwest ma 3 symulatory lotów MAX-ami na rożnych etapach certyfikacji przez FAA, spodziewa się trzech dalszych w tym roku. American i United mają po jednym symulatorze.
Na świecie nie ma ich dużo i na razie nie wiadomo, czy szkolenia można przeprowadzać na symulatorach B737 NG, z których piloci korzystali dotychczas. Do grudnia ich producent CAE z Toronto dostarczył 23 symulatory lotów MAX-ami — poinformowała rzeczniczka firmy.
FAA oświadczył, że rozważy zalecenie Boeinga podczas oceniania wspólnie z regulatorami z Europy, Kanady i Brazylii trybu szkolenia załóg amerykańskich i międzynarodowych. Kanadyjski minister transportu Marc Garneau uznał za budujące zwrócenie uwagi Boeinga na taki rodzaj szkolenia.
Regulatorzy sprawdzają oprogramowanie
FAA i europejski urząd EASA potwierdziły, że ich przedstawiciele spotkają się w tym tygodniu w rejonie Seattle, a następnie udadzą się do zakładu Rockwell Collins w Cedar Rapids (Iowa), aby dokończyć audyt dokumentacji oprogramowania w MAX-ach. Taka dokumentacja jest niezbędna do wydawania certyfikatu żeglowności w związku z z coraz bardziej skomplikowanym oprogramowaniem. Może być przyczyną opóźnień. W 2008 r. omal nie doszło do fiaska programu produkcji wojskowych A400M, bo EASA nie zatwierdził audytu takiej dokumentacji.