Wcześniej swoje granice otworzyły dla Amerykanów Chorwacja, Francja i Hiszpania.
Jak na razie jednak jest to ruch jednostronny, chociaż Bruksela oczekuje takiej samej decyzji od administracji w Waszyngtonie. Wiadomo, że ma ona zostać podjęta „tego lata”.
Do unijnej „białej listy” dodano także Tajwan, Albanię, Hongkong, Liban, Makao, Północną Macedonię oraz Serbię. To jednak nie znaczy, że już każdy przylatujący z tych krajów może przylatywać bez kontroli. Nadal potrzebne jest zaświadczenie o przyjęciu pełnej dawki (dwukrotne szczepienie preparatem Pfizera BioNTecha i Astry Zeneki, oraz jednokrotne preparatem Johnson&Johnson).
Dla linii lotniczych, które jak na razie zarabiają głównie na rejsach krótko- i średniodystansowych to zapowiedź solidnych wpływów. Amerykańskie linie United i Delta zagęszczają europejską siatkę i przygotowują się do lądowania w Dubrowniku, Paryżu i Barcelonie. Z francuskiego otwarcia cieszy się Air France i przewoźnicy z USA, a LOT już będzie latał tego lata na wszystkie lotniska (Chicago, Newark, Nowy Jork, Los Angeles i Miami), na których lądował przed pandemią. I to nie tylko z warszawskiego Lotniska Chopina, ale także z Krakowa i Rzeszowa. Przy tym ruch atlantycki jest już tradycyjnie najbardziej dochodowy, ponieważ wypełnione są tam także kabiny klas premium. Amerykańscy przewoźnicy już korzystają z decyzji Brukseli. W maju (kiedy to Bruksela po raz pierwszy poinformowała o planach otwarcia granic), w porównaniu z kwietniem sprzedaż biletów wzrosła o 18 proc.
„Najważniejsze, że to otwarcie odbywa się w momencie, kiedy liczba zakażeń znacząco spadła. To znaczy, że podróże będą bezpieczne” — napisały w komentarzu do decyzji Komisji Europejskiej organizacja Airlines for Europe.