W środę w Warszawie dojdzie do protestu taksówkarzy – zablokują ruch w centrum, chodząc po przejściach dla pieszych w pobliżu Pałacu Kultury i Nauki. Kierowcy zrzeszeni w tradycyjnych korporacjach chcą pokazać lokalnym władzom, jak bardzo są niezadowoleni z faktu, że Rada Miasta odrzuciła uchwałę, dzięki której stawki opłat za przejazd mogły wzrosnąć czy – jak mówią sami taksówkarze – mogły zostać urealnione.
Fakty są takie, że ustalany przez samorząd górny limit taryfowy (stawka maksymalna za przejechany kilometr) nie był zmieniany od 22 lat. Ponadto tradycyjni taksówkarze twierdzą, że konkurencja z przewozami przez aplikację jest nierówna, bo firmy jak Uber czy FreeNow korzystają z tzw. dynamicznych cenników i w praktyce w godzinach szczytu zarabiają więcej, niż taksówkarze mogą wyjeździć w ramach limitu. Efekt? Platformy przewozowe rosną w siłę, a kolejne tradycyjne korporacje znikają z rynku.
Tradycyjne taksówki to tylko 60 proc. rynku
Na niecałe dwa tygodnie przed wyborami samorządowymi część mocno podzielonej branży taxi próbuje zewrzeć szyki – szykuje w stolicy kilkugodzinny strajk i pikietę. Związek Zawodowy „Warszawski Taksówkarz” przekonuje, że to dopiero pierwszy z serii kilku protestów. Grupa Antyprzewozowa (GAP), jeden z organizatorów akcji, tłumaczy przyczyny tej decyzji. Wskazuje, że w ciągu dwóch dekad, gdy maksymalne stawki taryfowe nie były zmieniane, ceny wielu usług i produktów poszły do góry, i to wielokrotnie.