Dwa tygodnie temu prezes Grupy Lufthansy Carsten Spohr narzekał, że Lufthansa, Swiss, Austrian Airlines oraz Brussels Airlines muszą wykonać w styczniu i lutym 33 tys. lotów po Europie bez pasażerów na pokładzie. I to tylko dlatego, że chętnych do latania jest tak mało, że trudno jest wykorzystać posiadane sloty (działki czasowe startów i lądowania). Z tej liczby 18 tysięcy „lotów widmo” ma wykonać sama Lufthansa.
Zgodnie z tym, co zdecydowała Komisja Europejska przewoźnicy z krajów UE mają obowiązek wykorzystać połowę przyznanych slotów, aby ich nie utracić. Lufthansa uznała, że jest to za dużo i domagała się obniżenia tej proporcji do 80:20. Czyli linie lotnicze miałyby obowiązek wykorzystania jedynie jednej piątej przyznanych im slotów. To było nie do zaakceptowania dla lotnisk, które na takim podziale straciłyby potężne kwoty z tytułu opłat lotniczych i wielka niedogodność dla pasażerów, którzy mieliby bardzo ograniczone możliwości na przemieszczanie się po Europie. Przy tym sloty na najważniejszych lotniskach, takich jak Frankfurt, Paryż, Amsterdam czy Bruksela, ale także i Warszawa w naszym regionie są bardzo cenne i w czasach przed pandemią linie o nie walczyły i płaciły dziesiątki milionów euro, bo było ich za mało.