Odżywają wspomnienia czerwcowego finału NBA wygranego przez Boston 4:2. Gdy mowa o konfrontacji tych drużyn, przypominają się też lata 80., kiedy to zespoły z Los Angeles i Bostonu, z wielkimi gwiazdorami Magicem Johnsonem i Larry’m Birdem w składach, spotykały się w finałach trzykrotnie – w 1984, 1985 i 1987 roku. Zresztą w każdym finale tej dekady grali albo Lakers, albo Celtics.
Tamte batalie klubów i ich gwiazd sprawiły, że przeżywająca kryzys finansowy NBA zaczęła na nowo zdobywać popularność. Dziś Los Angeles Lakers są drugim najbogatszym zespołem NBA. Jego wartość, według magazynu „Forbes”, wynosi 584 miliony dolarów. Bogatsi są tylko New York Knicks (613 mln). Boston Celtics zajmują na tej liście dziewiąte miejsce (447), ale tak naprawdę klub po latach posuchy odbudowuje swą potęgę dopiero od ubiegłego roku.
W Boże Narodzenie spotykają się aktualny mistrz NBA z wicemistrzem, dwa najbardziej utytułowane kluby w historii rozgrywek (Boston – 17 zwycięstw w finałach, Lakers – 14), a także bezsprzecznie najlepsze drużyny w tym sezonie i główni kandydaci do tytułu.
Z 23 spotkań rozegranych od początku sezonu Los Angeles Lakers przegrali tylko trzy, co jest ich najlepszym startem w rozgrywkach od czasów, gdy w zespole grał Shaquille O’Neal. Jeszcze lepszym bilansem rozpoczęli rywale: Celtics z 24 meczów wygrali aż 22. Poprawili klubowy rekord, wygrywając 14 kolejnych spotkań. Lepiej nie było nawet za złotych czasów Larry’ego Birda czy Billa Russella, gdy zespół z Bostonu seryjnie zdobywał mistrzowskie pierścienie.
Wciąż jest możliwe, że jedna z tych drużyn poprawi rekord ligi wyśrubowany przez Chicago Bulls z 1996 roku. Wtedy Michael Jordan, Scottie Pippen, Dennis Rodman, Toni Kukoc i spółka zakończyli sezon zasadniczy z bilansem 72 zwycięstw i 10 porażek.