Andrzej Słodkowski, autor filmu zrealizowanego w ubiegłym roku, pokazuje różne oblicza państwa słynnego z gorących muzycznych rytmów i wieloletnich rządów Fidela Castro. – Muzyka jest najlepszym środkiem do osiągnięcia celu i przeciwstawienia się problemom codzienności – uważa Rene Espi, bohater filmu.
Jego ojciec Roberto Espi, lider zespołu Conjunto Casino, był znanym i cenionym muzykiem lat 40. i 50. ubiegłego wieku. Grupa miała codziennie show na żywo w telewizji, była popularna we wszystkich krajach Ameryki Łacińskiej. Kiedy w latach 50. koncertowali w Nowym Jorku, zachwycał się nimi sam Nat King Cole. Po rewolucji nie mogli już nigdzie wyjeżdżać.
Stali się uzależnieni od jedynego studia nagraniowego, które pozostawało w gestii państwa i prowadziło zgodną z duchem rewolucji politykę kulturalną. Wprowadzono klasyfikację artystów, których oceniała państwowa komisja. Wtedy Espi zaczął się wycofywać z dotychczasowego życia w świetle jupiterów. Ale pozostał w kraju. Uczył syna, jak ważne są w życiu przyjaźń i konsekwencja w dążeniu do celu.
Dzięki temu Rene ma dziś kawałek świata, który uważa za swoją ojczyznę. Jest nim jego dom, do którego przychodzą przyjaciele, by wspólnie muzykując, odreagować szarą rzeczywistość. – Pomimo problemów to mój kraj, w którym czuję się dobrze – mówi Rene. – Najważniejsze, żeby mieć przestrzeń, w której człowiek czuje się wolny.
Jego pasją, podobnie jak ojca, jest muzyka. Przypomina, że ta kubańska jest bogatą mieszanką afrykańskiej i hiszpańskiej. – Kuba to kraj stanowiący połączenie tych dwóch kultur – uważa. – W pieśniach afrokubańskich jest zawarty smutek czarnej rasy i hiszpański romantyzm.