Mocne zarzuty stawia scjentologom francuski dokument zrealizowany w ubiegłym roku przez Jeana-Charles'a Deniau, który premierowo pokaże Planete. Reżyserowi udało się dotrzeć do kilku osób przez lata związanych z sektą. Ich stopień wtajemniczenia i pozycja zajmowana w strukturach były różne. Ale wszyscy stracili przez tę gigantyczną międzynarodową organizację kawał życia i mnóstwo pieniędzy.
– Scjentologia jest jak nowotwór – mówi jedna z ofiar. – Nie wiedziałem, że ta machina zrujnuje mnie fizycznie, psychicznie i finansowo – dodaje były scjentolog.
Przed kamerą opowiadają o stosowanych w sekcie psychotechnikach, sposobach wyłudzania pieniędzy, wciągania członków coraz głębiej mackami zależności i podporządkowania. Z długich rozmów powstała półtoragodzinna opowieść o zasadach działania Kościoła Scjentologicznego. Oglądając ją, ma się jednak pewność, że fakty ujawnione przez francuskich filmowców to zaledwie mały fragment skrzętnie skrywanych sekretów.
Założycielem Kościoła Scjentologicznego był Amerykanin Lafayette Ron Hubbard. Po śmierci w 1986 roku spoczął w mauzoleum w Nowym Meksyku, gdzie oczekuje na ponowne narodziny. Razem z nim pogrzebane zostały wszystkie nagrania jego publicznych wystąpień zaplombowane w tytanowym sejfie. Podobno miejsce pochówku jest widoczne dla istot pozaziemskich.
Dokumentaliści rozmawiają m.in. z brytyjskim dziennikarzem Russellem Millerem. Jego zdaniem oficjalny, rozpowszechniany przez scjentologów życiorys Hubbarda to stek kłamstw. Prawdą jest jedynie, że odnosił spore sukcesy jako pisarz science fiction. – Z pewnością mamy do czynienia z osobą o nieprzeciętnym, ale bardzo zaburzonym umyśle. Ten człowiek niezwykle łatwo zjednywał sobie ludzi i wywierał na nich silny wpływ – mówi Miller.