Koledzy pukają się w czoło, ja wiem swoje. Nasi wrócą z pięcioma medalami. Dotychczas na zimowych igrzyskach zdobyliśmy osiem, w tym jeden złoty, a teraz od razu pięć? Tak jest. Skąd we mnie tyle wiary?
Ano stąd, że kandydaci do medali: biegaczka Justyna Kowalczyk, skoczek Adam Małysz i biatlonista Tomasz Sikora są najlepszymi w Polsce specjalistami w swoich konkurencjach, a konkurencje te, chcemy czy nie, to nasze specjalności narodowe.
Weźmy biegi kobiet. Kto u nas biega z siatkami po wsiach i osiedlach? Przecież nie faceci. W którym innym kraju popularność zyskałby obrzydliwie szowinistyczny dowcip o mężu, który wraca do domu i wrzeszczy: „Dawaj obiad!”, żona pyta skromnie: „A magiczne słowo?”, „Biegiem!” – krzyczy mąż...
Może i niechlubne, ale na pewno bogate tradycje mamy w bieganiu nie tylko kobiecym. Chłopcy też od najmłodszych lat słyszą: „Idź sobie pobiegać, bo tatuś musi z mamusią porozmawiać” albo „Biegnij do cioci, ciocia się ucieszy”. Ale sukcesy, jak widać po pani Justynie, odnosi na tym polu płeć piękna.
Może dlatego, że chłopcom bieganie za dziewczynami z czasem przestaje wystarczać. Coś by sobie strzelili – tak zwaną lufę, tak zwanego kielona, albo cokolwiek innego, byle się w tę srogą zimę ciut rozgrzać.