O harcerskiej poczcie powstańczej opowiadają aż dwa premierowe filmy: „Listy z barykady” Ewy Żmigrodzkiej oraz „Roznosiciele radości” Krzysztofa Rogulskiego. Są komplementarne, ich autorzy zrekonstruowali historię niezwykłej instytucji na podstawie wspomnień dawnych listonoszy z Szarych Szeregów, historyków, a także ocalałych z pożogi listów.
Harcerska Poczta Polowa została powołana w pierwszych dniach powstania i miała trzech ojców chrzestnych: Przemysława Góreckiego, ps. Kuropatwa, komendanta Harcerskiej Poczty Polowej, Kazimierza Grendę, ps. Granica, organizatora pierwszego oddziału poczty, oraz Władysława Olęckiego, ps. Papa. Decyzja o jej powołaniu była spontaniczna i wynikała z sytuacji, w której 1 sierpnia 1944 roku znaleźli się mieszkańcy stolicy.
Zaskoczeni wybuchem powstania i rozrzuceni po różnych rejonach miasta musieli odnaleźć krewnych i przyjaciół. Wtedy harcerzom z Szarych Szeregów powierzono odpowiedzialne zadanie przenoszenia listów pisanych przez ludność cywilną. 6 sierpnia 1944 dowództwo AK włączyło harcerską pocztę do struktur wojskowych, a jedynym warunkiem jej istnienia było wprowadzenie cenzury korespondencji. Instrukcja mówiła, że list nie powinien zawierać więcej niż 25 słów, czyli jedynie najpilniejsze informacje.
Należało unikać sformułowań, które mogłyby siać defetyzm, a także zdradzać miejsce postoju jednostki. Cenzorzy, zanim przybili odpowiedni stempel, sprawdzali też, czy w treści listu nie znajdują się podejrzane informacje mogące być zakodowanymi instrukcjami dla wroga. W sumie harcerze rozwiesili w mieście około 40 skrzynek polowych. Część z nich stanowiły przedwojenne skrzynki pocztowe wycofane z obiegu, wyniesione z podziemi poczty.
Na orłach mali listonosze namalowali lilijki harcerskie. Skrzynki obsługiwało około 180 harcerzy, którzy segregowali listy na Wilczej, potem przekazywali adresatom. Często trzeba je było dostarczać pod ostrzałem albo najpowszechniejszą drogą komunikacyjną – przez kanały. „Drogi bracie, napisz kilka słów do mamy – ona umiera ze strachu”, „W tej chwili jestem ranny. Będę chciał dotrzeć do was, nie wiem, kiedy to będzie”, „Mamusia z Irką żyją. Dom spalony” – z każdym dniem w skrzynkach pocztowych coraz więcej było takich wiadomości.