Nawet w zaludnionym wybitnymi postaciami Krakowie Wiesław Dymny był kimś absolutnie wyjątkowym.
Na firmamencie sztuki zaistniał na przekór czasom, przyjętym obyczajom, a często i ludziom. Jednak nie traktował poważnie swoich artystycznych zdolności. Wkroczywszy na literacki parnas błyskotliwym debiutem prozatorskim „Opowiadaniami zwykłymi”, zrezygnował z kariery pisarskiej na rzecz X Muzy. Pisał teksty przede wszystkim do Piwnicy pod Baranami (najbardziej znane „Czarne anioły” wyśpiewała Ewa Demarczyk) – ale także do STS, Teatru 38 i własnego kabaretu „Remiza”.
W swojej twórczości bardzo często inspirował się światem prowincji, zwłaszcza wschodniej. Pasjonowała go Biblia. Napisał np. własną wersję „Pieśni nad pieśniami”. Wraz z Henrykiem Klubą tworzył scenariusze do filmów „Chudy i inni”, „Słońce wschodzi raz na dzień” oraz „Pięć i pół bladego Józka”. Na planie tego ostatniego poznał swoją późniejszą żonę Annę Dziadyk. Wzięli ślub w 1971 roku. Siedem lat później Anna Dymna znalazła go martwego w ich krakowskim domu. Do dziś nie udało się ustalić przyczyny śmierci 42-letniego wówczas artysty.
W dokumencie Jolanty Słobodzian obraz Dymnego – jako artysty i człowieka – wyłania się powoli z całonocnej rozmowy jego przyjaciół, wspomnień czasami nieskładnych, fragmentarycznych, subiektywnych, czasami żywych i wyraźnych. Spotkaniu temu towarzyszą rzucane na zawieszone płótno obrazy: zdjęcia Dymnego, fragmenty filmów z jego udziałem, monologi oraz – zza kadru – jego poezja w wykonaniu autora oraz Jerzego Treli. Są także piosenki śpiewane przez Ewę Demarczyk i Edwarda Lubaszenkę. Ten ostatni, wspominając Dymnego, zauważył: – W głębi duszy pozostał nastolatkiem. Żywioły się w nim wciąż mieszały. Niby uchodził za duszę towarzystwa i inspiratora zdarzeń, ale w gruncie rzeczy egzystował na marginesie. To był inny ptak w stadzie.
Uzupełnieniem wspomnień są fragmenty spektaklu Dymnego „Polska karczma żydowska” do muzyki Jana Kantego Pawluśkiewicza w reżyserii Andrzeja Maja w wykonaniu aktorów Starego Teatru w Krakowie.