Romulus Gajos Wielki

Krzysztof Zanussi reżyseruje w Teatrze Polonia. Na scenie niepodzielnie panuje Janusz Gajos, zmuszając widzów do śmiechu i zadumy

Publikacja: 18.01.2009 20:01

Romulus Gajos Wielki

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Kiedy Friedrich Dürrenmatt napisał w 1949 r. "Romulusa Wielkiego", Europa dopiero lizała się z ran po drugiej wojnie światowej. Antymilitarystyczna wymowa tekstu – z ostrzem satyry wymierzonym przeciw wszelkim konfliktom zbrojnym i imperialnym dążeniom – otworzyła mu drogę do światowej sławy. Nawet teraz, 60 lat od prapremiery, sceniczna groteska nadal nie traci na aktualności. Przyglądając się dzisiejszym globalnym krwawym konfliktom należałoby też dodać: niestety.

Bohater sztuki Dürrenmatta to Romulus Augustus, władca cesarstwa rzymskiego, do którego ostatnich nieopanowanych przez wroga skrawków zbliżają się właśnie hordy świetnie uzbrojonych i wyćwiczonych Germanów. Romulus wiedzie tymczasem sielskie życie w swojej willi w Kampanii, poświęcając się hodowli ulubionych kur. Nadał im imiona swoich poprzedników na cesarskim tronie, pilnie śledzi, jak się niosą, a najmniej wydajne przeznacza na pieczyste.

Mimo sugestii otoczenia nie czyni nic, żeby zapobiec nadchodzącemu schyłkowi imperium. Nie przejmie go nawet ucieczka ministra finansów z państwową kasą, zwłaszcza że od dawna była pusta. Na ponawiane górnolotne, acz mało realne apele o ratowanie ojczyzny, odpowiada: "Państwo zawsze nazywa się ojczyzną wtedy, kiedy sposobi się do mordowania ludzi".

Jak się okaże, życiową filozofią Romulusa było… lenistwo rozumiane jako bierne poddanie się biegowi wypadków. Rządzone przez siebie imperium zamierzał doprowadzić do ostatecznego upadku. Nie zasługiwało na lepszy los z powodu niepohamowanych ambicji poprzednich władców budujących potęgę Rzymu na terytorialnych zdobyczach okupionych krwią tysięcy mordowanych ofiar i niewolnictwem podbitych ludów.

Sztuka, którą Dürrenmatt określił jako "niehistoryczną komedię", zawiera wiele przewrotnych, groteskowych scen. Wytrącają one współczesnego widza z samozadowolenia, zmuszając do przewartościowania myślowych stereotypów, które pozwalają zapomnieć o tym, że postęp niesie z sobą również konflikty interesów i podboje, czyli ludzką krzywdę.

Konstrukcja utworu sprowadza się do tego, że kilkanaście postaci scenicznych podporządkowanych jest centralnej – cesarzowi Rzymu Romulusowi Augustusowi. Nie byłoby tej inscenizacji bez wspaniałej roli Janusza Gajosa, jednego z tych niewielu polskich aktorów, który każdej z kreowanych postaci potrafi nadać indywidualny rys, a jednocześnie pozostać zawsze sobą, tym samym Januszem Gajosem, wielką sceniczną osobowością. Jego Romulus to zarówno błazen kpiący z przesady dwornych ceremoniałów, jak i mędrzec, który nieodpartą logiką rozumowania szybko zapędza w kozi róg każdego oponenta.

Mam wiele uznania dla partnerów aktora – choćby rewelacyjnego Aleksandra Mikołajczaka w roli zniewieściałego ministra spraw wewnętrznych Tulliusa Rotundusa czy fantastycznego Szymona Kuśmidra jako "czułego barbarzyńcy" Odoakera, księcia Germanów – jednak Polonijną sceną niepodzielnie władał Gajos.

Jak zwykle, gdy reżyseruje Zanussi – szkoda, że w teatrze częściej poza krajem – inscenizacja iskrzyła inteligentnym humorem. Gromkie wybuchy śmiechu towarzyszyły zabawnym skojarzeniom z naszą codziennością. Minister wojny miał na tarczy wypisane aroganckie słowo: "Dziadu", w scenie palenia dokumentów pojawiały się dobrze znane z telewizji "IPN-owskie" teczki, a Germanie stawili się w rogatych hełmach harleyowców. W przemyślanym przedstawieniu takie igraszki nie rażą.

[ramka]Friedrich Dürrenmatt "Romulus Wielki", tłum. Irena Krzywicka, Jan Garewicz, reż. Krzysztof Zanussi, scen. Ewa Starowieyska, premiera 16 stycznia 2009 r., Teatr Polonia, Warszawa.[/ramka]

Kiedy Friedrich Dürrenmatt napisał w 1949 r. "Romulusa Wielkiego", Europa dopiero lizała się z ran po drugiej wojnie światowej. Antymilitarystyczna wymowa tekstu – z ostrzem satyry wymierzonym przeciw wszelkim konfliktom zbrojnym i imperialnym dążeniom – otworzyła mu drogę do światowej sławy. Nawet teraz, 60 lat od prapremiery, sceniczna groteska nadal nie traci na aktualności. Przyglądając się dzisiejszym globalnym krwawym konfliktom należałoby też dodać: niestety.

Bohater sztuki Dürrenmatta to Romulus Augustus, władca cesarstwa rzymskiego, do którego ostatnich nieopanowanych przez wroga skrawków zbliżają się właśnie hordy świetnie uzbrojonych i wyćwiczonych Germanów. Romulus wiedzie tymczasem sielskie życie w swojej willi w Kampanii, poświęcając się hodowli ulubionych kur. Nadał im imiona swoich poprzedników na cesarskim tronie, pilnie śledzi, jak się niosą, a najmniej wydajne przeznacza na pieczyste.

Teatr
Krzysztof Warlikowski i zespół chcą, by dyrektorem Nowego był Michał Merczyński
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Teatr
Opowieści o kobiecych dramatach na wsi. Piekło uczuć nie może trwać
Teatr
Rusza Boska Komedia w Krakowie. Andrzej Stasiuk zbiera na pomoc Ukrainie
Teatr
Wykrywacz do obrazy uczuć religijnych i „Latający Potwór Spaghetti” Pakuły
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Teatr
Latający Potwór Spaghetti objawi się w Krakowie