Spektakle innych czołowych reżyserów również są opisem naszej rzeczywistości. Christopher Marthaler piętnuje konsumeryzm. Rene Pollesch wyszydza Europę za to, że stała się supermarketem i megastudiem kiczowatego reality show. Jednak na krytyce się kończy. A po mocnej dawce turbonaturalizmu ciężko wstać z teatralnego fotela. Jeszcze ciężej żyć.
Na tym tle polski teatr wciąż robi wrażenie... mesjanistycznego. Michał Zadara, wystawiając "Ifigenię", poczynił ingerencje w finale jansenistycznej tragedii Racine'a, by powiedzieć, że chrześcijaństwo wyklucza fatum i, walcząc do końca przeciwko przeciwnościom losu, można go zmienić. Jan Klata pokazał w "Ziemi obiecanej", że Borowiecki poniósł klęskę, ponieważ sprzeniewierzył się zasadom. Grzegorz Jarzyna kończy "Teoremat" według Passoliniego uliczną sondą wśród zwykłych ludzi, którzy mówią o Bogu i nadziei na pośmiertne życie. To kontra wobec egzystencjalnej pustki, w jakiej wegetuje rodzina głównego bohatera – kapitalistycznego potentata. W końcu rzuca on wszystko, by podążyć na pustynię i odrodzić się duchowo. Natalia Korczakowska, reżyserka "Solaris", panaceum na zło znajduje w miłości. Wszystkie wspomniane spektakle to jakby kolejne części "Romantyczności" Mickiewicza, pisane pod dyktando wskazówki: "Miej serce i patrzaj w serce".
O różnicy między wschodem a zachodem Europy świadczy język twórców. Po pierwszych pokazach "Dialogu" zapytałem Grzegorza Jarzynę i Luka Percevala, guru zachodniego teatru, o najważniejsze artystyczne wyzwania. Jarzyna, mówiąc o "Między nami dobrze jest" Doroty Masłowskiej, używał takich pojęć, jak Duch Święty czy teologia negatywna. Belg ostrzegał, że Europa zmierza na prawo, a pod rządami Sarkozy'ego, Berlusconiego i Merkel odbiera teatrowi dotacje. Ale jeszcze bardziej zagraża jej pax americana. Miało to zabawny wydźwięk, ponieważ był ubrany w dżinsowy komplet i kapelusz – niczym hollywoodzki Indiana Jones.
[srodtytul]Teatralne gwiazdy [/srodtytul]
Rozmowa, jaką prowadzili dwaj inscenizatorzy, przyniosła zaskakujące wnioski: Europę łączy doświadczenie wojny, związana z nią trauma i tabu. Obaj reżyserzy poświęcili tym problemom swoje spektakle: "Między nami dobrze jest" oraz "Troilus i Kresyda".
Perceval drąży temat od dawna. W "Marii Stuart" pokazał instrumentalne traktowanie sprawiedliwości z czytelną aluzją do amerykańskiego więzienia Guantanamo. W "Penthesilei" zajął się wojną płci i związanym z tym egoizmem, który rozsadza świat. "Troilus i Kresyda" z Muenchner Kammerspiele robi wrażenie niedokończonego teatralnego szkicu. Ale diagnoza jest czytelna: wojna trwa między cywilizacjami, religiami, państwami, kochankami, w rodzinach. Wojna jest w nas.