Polacy i Niemcy w teatrze szukają tożsamości

50., jubileuszowy festiwal Kontrapunkt pokazał w niekonwencjonalny sposób problemy związane z tożsamością. Im bardziej młodych ludzi z naszej części Europy frustruje brak perspektyw i bezwględność kapitalizmu, tym większe jest zainteresowanie poprzednim system.

Aktualizacja: 29.04.2015 10:23 Publikacja: 29.04.2015 08:39

Caspar David Friderich

Caspar David Friderich

Foto: materiały prasowe

Idealizowanie komunizmu bywa najczęściej podszyte niewiedzą, naiwnością lub demagogią, jednak przedstawienie "Piękno Berlina Wschodniego" grane w berlińskim Kammerspiele, podczas wyjazdowej odsłony Kontrapunktu, nie jest propagandową agitką. Kolaż tekstów Rolanda Schernikaua w reżyserii Bastiana Krafta układa się w złożoną, wielowarstwową historię matki i syna, których berliński mur oddzielił od męża i ojca. Wizualną stronę przedstawienia tworzą makieta mieszkania z bloku na obrotówce, enerdowskie gadżety oraz plakaty i gazety eksponowane na telebimie. Wspomnienie matki napędza niemal sensacyjna historia ucieczki na zachodnią stronę miasta w bagażniku samochodu. Trudno jednak spodziewać się happy endu. Dzieciństwo spędzone w NRD owocuje wyobcowaniem chłopca w nowej szkole, które przypieczętowuje fakt jego homoseksualizmu.

W tak skonstruowanym scenariuszu można się spodziewać politycznie poprawnej narracji powielającej na przykład schemat „Aniołów w Ameryce". Oglądamy jednak moralitet, którego tematem jest każdy rodzaj odrzucenia wynikający ze stereotypów. Przypominających te o pogardzanym powszechnie NRD.

O oryginalności banalnie rozpoczynającej się historii świadczy zaskakujący finał. Tajemnicą matki na zawsze pozostało, że zerwała ze swoimi byłym mężem nie tylko dlatego, że ją zdradzał i założył nową rodzinę. On do końca pozostał nazistą. Matka wolała mniejsze zło. Ale jest też aspekt tej historii absolutnie wyabstrahowany z polityki. W NRD był dom głównych bohaterów. Kapitalizm nie przypadł im do gustu i tęsknili za swoim miejscem na ziemi. Tak bardzo, że syn w 1989 r przyjął obywatelstwo NRD, gdy setki tysięcy jego rodaków uciekało do RFN. Nieprawdopodobne, a jednak prawdziwe. Każdy z nas jest inny i ma prawo do własnej biografii.

Równie zaskakującą historię opowiada Zbigniew Brzoza w spektaklu „Obwód głowy" z Teatru Nowego z Poznania, opartej na książce Włodzimierza Nowaka. Bohaterami są polskie dzieci odebrane podczas wojny rodzicom przez Niemców - z myślą o naturalizacji. Najmniejsze nie zdążyły się jeszcze zakorzenić w polskiej rzeczywistości i nauczyć języka. Po koszmarze obozów przejściowych - pobyt w nowych niemieckich rodzinach stał się dla nich wybawieniem.

Brzoza pokazuje w dokumentalnej formie opartej na dziennikarskim śledztwie jeden z największych paradoksów II wojny światowej - jej koniec oznaczał dla naturalizowanych Niemców o polskich korzeniach piekło: nie chciany powrót do ojczyzny, gdzie przez lata czuli się wyobcowani. Oglądamy dziecięcy świat rozdarty pomiędzy ukochaną niemiecką mutti i obcą polską mamę, jak to często bywało, dodatkowo obciążoną traumą obozów, wdowieństwa i powojennej biedy. Trudno sobie wyobrazić dramat, jaki przeżywały polskie kobiety: odrzucone przez własne dzieci, które tęskniły do niemieckich przybranych rodziców i niemieckiego standardu życia.

Życie maluchów komplikował fakt, że były również ofiarami niemieckiego wzorca wychowania, którego część stanowiły rasistowskie stereotypy na temat Polaków. Jednocześnie ich asymilacji w polskim środowisku nie ułatwiała nieznajomość języka, niemiecki akcent i prześladowania rówieśników.

Czas zimnej wojny nie wszystkim dał szansę na zagojenie ran. Najgorzej miały sieroty. PRL prowadziła politykę przyrostu naturalnego i decydenci woleli zafundować małym ofiarom wojny koszmar domu dziecka - niż zgodzić się na pozostanie w Niemczech.

Jeszcze inny przypadek stanowiły półsieroty z pokiereszowanych przez wojnę niemieckich i polskich rodzin. Matki i ojcowie, prawdziwi i przyszywani, którzy mieli okazję spotkać się po latach - z bólem stwierdzali, że nie tylko z powodu dzieci, mogli stworzyć nowe, kochające się, jakbyśmy dziś powiedzieli, patchworkowe rodziny. Podzielona murem Europa nie dała im jednak takiej szansy. Teraz łatwiej być sobą, nie zagrażając innym.

Idealizowanie komunizmu bywa najczęściej podszyte niewiedzą, naiwnością lub demagogią, jednak przedstawienie "Piękno Berlina Wschodniego" grane w berlińskim Kammerspiele, podczas wyjazdowej odsłony Kontrapunktu, nie jest propagandową agitką. Kolaż tekstów Rolanda Schernikaua w reżyserii Bastiana Krafta układa się w złożoną, wielowarstwową historię matki i syna, których berliński mur oddzielił od męża i ojca. Wizualną stronę przedstawienia tworzą makieta mieszkania z bloku na obrotówce, enerdowskie gadżety oraz plakaty i gazety eksponowane na telebimie. Wspomnienie matki napędza niemal sensacyjna historia ucieczki na zachodnią stronę miasta w bagażniku samochodu. Trudno jednak spodziewać się happy endu. Dzieciństwo spędzone w NRD owocuje wyobcowaniem chłopca w nowej szkole, które przypieczętowuje fakt jego homoseksualizmu.

Pozostało 80% artykułu
Teatr
Krzysztof Warlikowski i zespół chcą, by dyrektorem Nowego był Michał Merczyński
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Teatr
Opowieści o kobiecych dramatach na wsi. Piekło uczuć nie może trwać
Teatr
Rusza Boska Komedia w Krakowie. Andrzej Stasiuk zbiera na pomoc Ukrainie
Teatr
Wykrywacz do obrazy uczuć religijnych i „Latający Potwór Spaghetti” Pakuły
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Teatr
Latający Potwór Spaghetti objawi się w Krakowie