To zasługa sławnego Zubina Mehty, dożywotniego dyrygenta zespołu, ale i muzyków, mimo że nie wszystkie interpretacje zachwyciły.
Rozczarowała „Idylla Zygfryda” Richarda Wagnera, co może dziwić, jako że Zubin Mehta darzy szczególnym szacunkiem tego niemieckiego kompozytora. Konsekwentne umieszcza jego utwory w programach innej swej orkiestry – Israel Philharmonic – co zresztą wywoływało w swoim czasie polityczne burze w Izraelu. A jednak skromnej, ale pełnej intensywnych emocji, „Idylli” tym razem brakowało siły. Snuła się dość leniwie, zamiast poruszać i pulsować życiem.
Inaczej wypadło na jej tle „Sześć utworów” Antona Weberna. Skonstruowane są one z drobnych cząstek, co w wykonaniu wielu orkiestr nie układa się w spójną całość. Zubin Mehta ułożył zaś z nich frapującą konstrukcję.Takie kompozycje są ważnym sprawdzianem dla samych muzyków. Orchestra del Maggio Musicale Fiorentino jak zegarek zachwycała bezbłędnym funkcjonowaniem. Publiczność ani przez moment nie miała wątpliwości, że któremukolwiek z instrumentalistów może się zdarzyć najdrobniejsze potknięcie, a wszyscy muzycy czujnie ze sobą współpracowali.
Druga część wieczoru okazała się jeszcze lepsza. W I symfonii Johannesa Brahmsa dyrygent szczęśliwie uniknął patosu, było zaś wiele poezji, zwłaszcza w zjawiskowo zagranym Andante. Ta muzyka miała nostalgię i smutek, ale też siłę i moc. Wszystkie składniki zostały doskonale wyważone, a całość uzupełniona pięknym, miękkim brzmieniem orkiestry.– Kiedy przed laty zaczynałem pracę we Florencji, był to zespół ludzi młodych i pełnych zapału – powiedział „Rz” Zubin Mehta. – Dziś jest znacznie lepszy, a zapału ma jeszcze więcej.
Trudno odmówić słuszności tym słowom, a także temu, że Włosi niedoścignieni okazali się w muzyce swych rodaków. Zagrane na bis intermezzo z „Rycerskości wieśniaczej” Mascagniego okazało się najszlachetniejszym wyciskaczem łez, a uwertura do „Mocy przeznaczenia” miała wszystko, o czym Verdi zamarzył: porywające tempo, subtelność oraz śpiewną melodię, którą tylko on potrafił napisać.