Reklama
Rozwiń
Reklama

Nowoczesny teatr potrzebuje emocji

Warszawska Opera Kameralna wystawiła „Prometeusza”. To utwór współczesny, ale idący wbrew dzisiejszym modom

Publikacja: 12.03.2009 09:57

„Prometeusz” w Warszawskiej Operze Kameralnej wypada dziś ciekawiej niż podczas swojej prapremiery n

„Prometeusz” w Warszawskiej Operze Kameralnej wypada dziś ciekawiej niż podczas swojej prapremiery na tej scenie, w 1986 roku

Foto: Życie Warszawy

Nie jest to tytuł nowy, lecz odświeżony po 23 latach. Bernadetta Matuszczak napisała „Prometeusza” dla Warszawskiej Opery Kameralnej, gdy zyskała ona siedzibę przy dzisiejszej al. Solidarności. Prapremiera uświetniła otwarcie nowej sceny w 1986 r. Teraz „Prometeusz” powrócił w nowej inscenizacji.

Czas weryfikuje wartość dzieł sztuki, dla „Prometeusza” okazał się jednak łaskawy. Wydobyty z zapomnienia muzycznie prezentuje się ciekawiej niż na prapremierze. Dla naszych uszu, które poznały przez ten czas dzieła różnych awangardzistów, brzmi przystępnie. A przecież kryje wiele brzmieniowych smaczków, które umiejętnie wydobył prowadzący orkiestrę Tadeusz Strugała.

Bernadetta Matuszczak wierzy w moc słowa. Jej muzyka bywa wyciszona, czasami wręcz ascetyczna, po to jednak, by nie zagubiło się znaczenie tekstu. Tej umiejętności brakuje wielu współczesnym kompozytorom, którzy próbują sił w operze.

Słowo jest jednak tylko jednym z elementów, na których opiera się dzisiejszy teatr. Pozostałych Bernadetta Matuszczak nie dostrzega. Lekceważy akcję, upraszcza rysunek psychologiczny bohaterów, którzy stają się symbolami idei, postaw, a nie żywymi ludźmi.

„Prometeuszowi” bliżej moralitetu z dawnych epok niż do dzieła scenicznego. To opowieść o tym, że warto poświęcać się dla innych, nie zważając, jaką przyjdzie za to zapłacić cenę. Tak właśnie postąpił Prometeusz, który wykradł bogom ogień i podarował go ludziom.

Reklama
Reklama

W dzisiejszych czasach ten rodzaj bezinteresownej ofiary jest wartością ginącą. Warto o niej przypominać, ale czy w sposób taki, jak robi to Matuszczak? Odwołuje się ona do naszego rozumu, nie angażując, niestety, emocji.

Statyczną akcję starała się ożywić reżyser Jitka Stokalska wraz z autorką kostiumów Marleną Skoneczko. Kilka scen udało im się zamienić w piękne obrazy. To dużo, ale za mało, by powstał spektakl prawdziwie teatralny. Dariusz Górski przekonująco przekazuje racje Prometeusza, dobrze wspierają go Agnieszka Piass (Koryfeusz) i Aneta Łukaszewicz (Jona), ale mimo wszystko nie opuszcza nas przekonanie, iż oglądamy opowieść, która nas nie dotyczy.

Nie jest to tytuł nowy, lecz odświeżony po 23 latach. Bernadetta Matuszczak napisała „Prometeusza” dla Warszawskiej Opery Kameralnej, gdy zyskała ona siedzibę przy dzisiejszej al. Solidarności. Prapremiera uświetniła otwarcie nowej sceny w 1986 r. Teraz „Prometeusz” powrócił w nowej inscenizacji.

Czas weryfikuje wartość dzieł sztuki, dla „Prometeusza” okazał się jednak łaskawy. Wydobyty z zapomnienia muzycznie prezentuje się ciekawiej niż na prapremierze. Dla naszych uszu, które poznały przez ten czas dzieła różnych awangardzistów, brzmi przystępnie. A przecież kryje wiele brzmieniowych smaczków, które umiejętnie wydobył prowadzący orkiestrę Tadeusz Strugała.

Reklama
Teatr
W Teatrze TV wygrywa rodzinna historia
Materiał Promocyjny
Czy polskie banki zbudują wspólne AI? Eksperci widzą potencjał, ale też bariery
Teatr
Festiwal Arcydzieł w Rzeszowie: „Titanic" i „Dracula" w rolach głównych
Teatr
Brytyjskie media o Twarkowskim: jedno z najbardziej olśniewających przedstawień
Patronat Rzeczpospolitej
Światowa prapremiera spektaklu „Pół żartem”
Materiał Promocyjny
Urząd Patentowy teraz bardziej internetowy
Teatr
„Rękopis znaleziony w Saragossie” z Sewerynem i Stenką w Teatrze Polskim
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama