Pro
Jan Bończa-SzabŁowski
„Wodzirej" na scenie warszawskiej IMKI inspiruje, odwołując się do magii teatru i wyobraźni widzów.
Reżyser Remigiusz Brzyk po raz drugi – po głośnej "Brygadzie szlifierza Karhana" – rozlicza się ze spuścizną PRL. Kultowy film Feliksa Falka z lat 70. ze znakomitą rolą Jerzego Stuhra stał się dla Brzyka jedynie pretekstem do spojrzenia na świat show-biznesu.
Przedstawienie w Teatrze IMKA można odebrać jako uniwersalną opowieść o ludzkich marzeniach, niespełnionych pragnieniach. O tym, że niemal każdego dnia jesteśmy poddawani testom, łudzeni nadziejami, mamieni obietnicami. Czasem zaś spektakl Brzyka przybiera formę baśni z zaskakującą puentą. Lutek Danielak, tytułowy bohater grany przez Wojciecha Błacha, marzący o poprowadzeniu wielkiego balu, nie jest bowiem ludzką "gnidą", jak jego filmowy pierwowzór. Przypomina Piszczyka, mającego w życiu "zezowate szczęście".