– Tekst jest niewielki, ale wciąż budzi emocje widzów – zapewnia Arkadiusz Klucznik.
Jako dyrektor i reżyser teatru lalkowego w Będzinie (teraz szefuje lubelskiej scenie im. Andersena) Klucznik przewędrował ze spektaklami o Tymoteuszu trasę od Meksyku po Finlandię przez Litwę, Łotwę, Estonię i Polskę. Wszędzie było tak samo. Jak mówi Klucznik, gry komputerowe przestawały się liczyć, gdy pojawiał się miś.
– Każdy z nas chciał się kiedyś kimś zaopiekować. Wyciągał z lodówki jajko, wkładał w watę i próbował je wysiedzieć – uważa. – Ta potrzeba pojawiła się w głowie mojej, mojego syna, a przypuszczam, że mojego ojca i dziadka także. Do piątego, szóstego roku życia pewne sprawy pozostają takie same, niezależnie od rozwoju technologii.
Niezmienne od lat zaangażowanie widzów w losy Tymoteusza, kibicowanie mu podczas spektakli to dowód, że autor znakomicie uchwycił sposób myślenia i wrażliwość najmłodszych dzieci.
Klucznik, który przez kilkanaście lat wykładał w szkole teatralnej, wspomina, że powtarzał swoim kolejnym studentom: „Tak jak przy Molierze nie musicie nikomu udowadniać, że to jest śmieszne, bo udowodniły to już wieki, tak przy Wilkowskim nie trzeba udowadniać, że tekst jest dobry. Trzeba go tylko teraz dobrze zrobić".