Rz: Zastrzegła pani, że już nie chce rozmawiać o Starym Teatrze i Konradzie Swinarskim, tylko o Teatrze Telewizji. Tak się jednak składa, że jedno z pierwszych telewizyjnych przedstawień, w którym pani zagrała, to „Żałosna i prawdziwa tragedia pana Ardena" w reżyserii Konrada Swinarskiego ze Starego Teatru.
Anna Polony:
Rzeczywiście! A ja o tym zapomniałam. Może dlatego, że było to przeniesienie, a nie spektakl tworzony specjalnie dla telewizji w studiu, a może także dlatego, że rola w tej sztuce była pierwszą zagraną w przedstawieniu Konrada Swinarskiego, a spotkanie z nim stało się początkiem mojej fascynacji tym wielkim artystą i pełnym uroku człowiekiem. Tak więc pierwsze zetknięcie z kamerą telewizyjną zeszło na drugi plan, po czym uleciało z pamięci. Rola Zuzanny, w której zostałam obsadzona, była niewielka, ale atrakcyjna dzięki wielkiej balladzie, do której tekst napisała Agnieszka Osiecka. Jej fragmenty śpiewałam między poszczególnymi obrazami, na jakie podzielony był spektakl. To taki reżyserski zabieg w stylu teatru Brechta, którego Swinarski był jakiś czas asystentem, co zapewne wpłynęło na jego sposób myślenia. Próby i praca nad interpretacją tej ballady były tak wspaniałe, że o nich na pewno nigdy nie zapomnę.
Następne teatralno- -telewizyjne zdarzenie, także związane z Konradem Swinarskim i ze Starym Teatrem, to przeniesienie „Klątwy" Stanisława Wyspiańskiego, w której grałam Młodą. Obydwa spektakle były transmisjami na żywo – towarzyszyły mu ogromne napięcie i trema. Ale i tak mniejsze od strachu, który ogarniał człowieka przed rozpoczęciem spektaklu tworzonego w studiu wyłącznie dla TV. Dwa razy doświadczałam tej szalonej galopady serca przed wejściem na wizję – raz w „Błękitnych miastach" Tołstoja w reżyserii Ireny Wollen i drugi raz w „Graczu" Dostojewskiego w reżyserii Bogdana Hussakowskiego. Potem wszystko już było nagrywane.
Jak wyglądała pani praca od strony technicznej?