Nigdy nie byłem fanem „Alicji w krainie czarów". I jako dziecko, i jako dorosły. Raził mnie wydumany świat, mało śmieszny humor, a całość wydawała mi się podszyta zbytnią dawką okrucieństwa. Ale gdy teraz patrzyłem, jak w Teatrze Roma dzieci świetnie bawią się tą opowieścią, zacząłem podejrzewać, że Lewis Carroll dobrze wiedział, czego potrzebują najmłodsi.
Prawda jest chyba jednak inna. To Cezary Domagała umiejętnie zaadaptował starą, klasyczną powieść angielską. W jego przedstawieniu, które też sam wyreżyserował, są postacie wymyślone przez Carrolla: Królik, Kapelusznik, Królowa Kier i oczywiście Alicja, która przez tajemnicze drzwi dostała się do dziwnego świata. Jednocześnie Domagała rzecz całą uwspółcześnił przez język bliższy temu, jakiego używamy dzisiaj, ale też nadając nowe cechy starym postaciom.
W scenicznej wersji „Alicji w krainie czarów" akcja jest w gruncie rzeczy wątła i rozpada się na szereg słabo powiązanych z sobą scenek. Więcej tu mówienia i śpiewania niż wartkich zdarzeń. Jednak groteskowe sytuacje i dialogi znakomicie są przyjmowane przez dzieci, bo też w podobny sposób zachowują się i rozmawiają bohaterowie wielu współczesnych kreskówek.
Spektakl ma dynamiczne tempo, dużą porcję piosenek skomponowanych przez Tomasza Bajerskiego, w których dzieci świetnie wychwytują znane im z wideoklipów rytmy. A w kameralnej sali Novej Sceny Romy aktorzy są na wyciągnięcie ręki, co więcej – biegają między rzędami i wręcz wciągają małych widzów do zabawy.
Atutami są też pomysłowe i barwne kostiumy Katarzyny Borkowskiej oraz wyrównany zespół, jaki tworzy szóstka aktorów potrafiących błyskawicznie zmieniać strój, by wcielić się w kolejną postać. Niezawodna jest, jak zawsze, Anna Sroka, m.in. jako groźna Królowa Kier, ale i naćpana Gąsienica. Zabawnego Królika gra Wiktor Korzeniowski, a w Kapelusznika, Mysz, Waleta Karo i parę innych postaci wciela się Jacek Zawada. Są zresztą dwie różne obsady.