Początek nie był zachęcający. Pierwszej scenie „Oniegina” towarzyszy film przypominający moskiewski pucz w 1991 r. A przecież nie udało się dotąd stworzyć baletu o autentycznych wydarzeniach. To nie jest sztuka, która umie opisać rzeczywistość, potrafi natomiast przekazać emocje i skrywane pragnienia. Na szczęście szybko się okazało, że Boris Ejfman to rozumie.
Odniesienie do historycznego konkretu było potrzebne, by widzowie w każdym kraju łatwo zrozumieli, że sięgnąwszy do bohaterów poematu Puszkina, Ejfman tworzy opowieść współczesną. Człowiek zawsze marzy o wielkiej miłości i w każdej epoce nie dostrzega lub wręcz odtrąca tych, którzy mogą dać mu szczęście. Dziś może zdarza się to nawet częściej, bo boimy się otwarcie okazywać uczucia.
O tym opowiada baletowy „Oniegin”. Odrzuciwszy obyczajowe XIX-wieczne realia, Ejfman pokazał to, co najistotniejsze u Puszkina. Stworzył – jak zapowiadał – spektakl o rosyjskiej duszy: wrażliwej, przepełnionej tęsknotami i niemogącej dostosować się do rzeczywistości.
Oniegin i Tatiana muszą przegrać nie tylko dlatego, że ich uczucia się rozminęły. Nie mogą znaleźć dla siebie miejsca w cynicznym świecie. Ejfman pokazuje ich tragedię, korzystając z różnej baletowej stylistyki. Tańcem nowoczesnym skrótowo, ale wyraziście kreśli obraz Rosji, tzw. neoklasyka okazuje się wciąż niezastąpiona, by przedstawić złożone psychologicznie wizerunki bohaterów.
W porównaniu ze spektaklami z ostatnich lat Boris Ejfman tym razem mniej eksperymentuje, ale znów potwierdza, że jest jednym z nielicznych artystów na świecie, którzy potrafią dziś tworzyć baletowe dramaty z wyrazistą fabułą.