Czarnogóra: Granatem w ambasadę USA

Terrorysta zaatakował amerykańską placówkę, a potem popełnił samobójstwo. Motywy są nieznane

Aktualizacja: 22.02.2018 18:13 Publikacja: 22.02.2018 18:13

Dzień po zamachu: czarnogórski policjant przed amerykańską ambasadą w stolicy kraju Podgoricy

Dzień po zamachu: czarnogórski policjant przed amerykańską ambasadą w stolicy kraju Podgoricy

Foto: AFP

– Żadnych zniszczeń, tylko niewielki lej w miejscu wybuchu – poinformowali dyplomaci po ataku, dokonanym tuż po północy.

Jedyną jego ofiarą stał się sam zamachowiec, który po rzuceniu przez ogrodzenie ładunku (najprawdopodobniej granatu) zdetonował drugi i zginął na miejscu. Początkowo sądzono, że wyleciał w powietrze przez przypadek, ale w ciągu dnia władze Czarnogóry poinformowały, że atakujący popełnił samobójstwo.

Wiadomo, że był to 43-letni Dalibor Jauković, obywatel Serbii mieszkający na stałe w czarnogórskiej stolicy Podgoricy. Policja nie zna jednak motywów.

Mimo niewielkiej ilości informacji na jego temat wiadomo jednak, że był żołnierzem armii jugosłowiańskiej – co najmniej w 1999 roku, gdy kraj został zaatakowany przez natowskie lotnictwo z powodu prowadzenia czystek etnicznych w Kosowie. Na Facebooku umieścił wcześniej legitymację medalu „za wybitny wkład w wypełnianie zadań obrony kraju” podpisaną przez ówczesnego prezydenta Jugosławii Slobodana Miloszevicia.

– W czasie wojny był dobrym patriotą – zapewnił dziennikarzy jeden z sąsiadów zamachowca, ale zaraz dodał, że nie rozumie, dlaczego zaatakował ambasadę. Uznanie niepodległości Kosowa przez USA doprowadziło dziesięć lat temu do rozruchów w Belgradzie i częściowego spalenia tamtejszego amerykańskiego przedstawicielstwa.

Czarnogóra jest najnowszych członkiem NATO (przyjęta w czerwcu ubiegłego roku), w którym nadal istnieje – popierana przez Rosję – silna opozycja wobec sojuszu i USA, przyjmowanych niechętnie z powodu wojny 1999 roku (republika była wtedy częścią Jugosławii i stała się również celem nalotów). Szalę na korzyść wstąpienia kraju do NATO przechyliły wybory w październiku 2016 roku, które wygrali postkomuniści ówczesnego premiera Milo Dukanovicia. Ale okazało się, że w noc wyborczą Rosja szykowała zamach stanu: grupy spiskowców miały zabić premiera, a tłumy zwolenników opozycji – zająć budynki rządowe. Wszystko po to, by nie dopuścić do wstąpienia kraju do sojuszu.

Nie wiadomo, dlaczego pucz się nie udał, ale część zamachowców aresztowano w sąsiedniej Serbii. Co najmniej dwóch uciekło – pracowników rosyjskich służb specjalnych, poszukiwanych obecnie listami gończymi Interpolu. Resztę grupy stanowili Serbowie związani z tamtejszymi prorosyjskimi ugrupowaniami nacjonalistycznymi.

Nie ma jednak żadnych informacji, by Jauković utrzymywał kontakty czy to z nimi, czy z czarnogórską opozycją.

Na pewno jednak nie ustają rosyjskie wysiłki w celu stworzenia na Bałkanach swojej strefy wpływów. Latem ubiegłego roku służby specjalne sąsiedniej Macedonii poinformowały, że rosyjscy szpiedzy znów przy pomocy serbskich nacjonalistów próbują wywierać wpływ na sytuację polityczną w kraju.

Ale amerykańskim placówkom w tamtym rejonie zagrażają nie tylko oficerowie służb Kremla. Siedem lat temu ambasada w Sarajewie (stolicy Bośni i Hercegowiny) została zaatakowana przez islamskiego radykała Mevlida Jaraszevicia.

Specjaliści szacują, że spośród muzułmanów mieszkających w Bośni, Macedonii, Czarnogóry i Serbii około tysiąca osób wyjechało do Syrii i Iraku, by dołączyć do bojówkarzy tzw. Państwa Islamskiego. Z samej Czarnogóry wyjechały tylko 23 osoby. Jedną złapano już po powrocie i skazano w zeszłym miesiącu.

Świat
Meksykański żaglowiec uderzył w Most Brookliński
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1178
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1177
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1176
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1175