Dokument, do którego dotarł „Guardian", jest zbieżny z deklaracją, jaką złożyła w minionym tygodniu Angela Merkel. Kanclerz mówiła, że „nawet 70 proc. Niemców" złapie wirusa, czyli ok. 58 mln osób. Tłumaczyła, że wobec braku leku na nową chorobę chodzi o „zyskanie na czasie", aby było możliwe wypracowanie szczepionki na koronawirusa oraz uniknięcie gwałtownej fali zachorowań, z którymi nie da sobie rady służba zdrowia.
Raport dla Narodowego Systemu Ochrony Zdrowia (NHS) idzie jednak dalej. Zdaniem jego autorów aż 15 proc. zakażonych (prawie 8 mln Brytyjczyków) będzie wymagało hospitalizacji. To liczba, której nie jest w stanie podołać brytyjska służba zdrowia, przynajmniej w krótkim czasie. Jednak fala zachorowań ma szybko rosnąć przynajmniej do przełomu maja i czerwca i na nowo uderzyć w listopadzie. Ostrych symptomów choroby może się spodziewać co dziesiąty z ok. 5 mln pracowników „strategicznych" służb, jak transport publiczny, straż pożarna czy policja. To bardzo utrudni ich działanie. W niedzielę w Wielkiej Brytanii zarejestrowano 1391 przypadków zarażenia i 35 ofiar śmiertelnych.
Profesor Gabriel Leung z Hongkongu, który w 2002 r. koordynował na poziomie międzynarodowym walkę z epidemią SARS, także uważa, że ok. 60 proc. ludności świata zarazi się koronawirusem. Jego zdaniem osoby powyżej 65. roku życia mają aż 20 razy większe ryzyko złapania wirusa niż te, które nie osiągnęły tego wieku.
Takimi ostrzeżeniami brytyjski rząd się jednak do tej pory nie przejmował. W przeciwieństwie do krajów na kontynencie jeszcze na początku tego tygodnia na Wyspach normalnie działały szkoły, instytucje kulturalne, puby i restauracje. Sir Patrick Vallance, główny doradca naukowy rządu i były dyrektor ds. badań koncernu farmaceutycznego GlaxoSmithKline, przekonał premiera Borisa Johnsona do teorii „zbiorowego uodpornienia", zgodnie z którą szybkie rozprzestrzenienie się wirusa uczyni go niegroźnym.
Taka strategia zakładała m.in., że wystarczy zapewnić „społeczne oddalenie" osób przebywających w jednym pomieszczeniu. Johnson zapewnił także, że nie ma sensu przeprowadzać testów na chorobę poza osobami z ostrymi objawami oraz tymi, którzy jak więźniowie z konieczności przebywają stale w dużych społecznościach. Skutecznym środkiem walki z chorobą miało być zdaniem premier staranne mycie rąk.