Rozmowy z udziałem ONZ i Unii Afrykańskiej mające zakończyć czteroletnią wojnę w Darfurze rozpoczną się dzisiaj w Libii. Jednak dwie główne grupy rebeliantów zdecydowały się bojkotować negocjacje, mimo groźby nałożenia sankcji przez Radę Bezpieczeństwa ONZ.
Nieobecność kluczowych grup rebeliantów może oznaczać, że negocjacje opóźnią się. Tak twierdzi sprawozdawca BBC w Darfurze, Amber Henshaw. Rozmowy pokojowe prowadzone są w Libii na zaproszenie Muamara Kadafiego, jednak głównym negocjatorem jest fiński polityk Pekka Haavisto, który był przedstawicielem UE w Sudanie w 2005 roku.
W konflikcie w sudańskiej prowincji Darfur zginęło 200 tysięcy ludzi, a przeszło 2 miliony musiały opuścić swoje miejsce zamieszkania. W 2006 miała miejsce pierwsza próba zakończenia konfliktu, jednak rozmowy pokojowe zakończyły się fiaskiem, gdyż uczestniczył w nich tylko rząd Sudanu i jedna z wielu armii rebeliantów.
W ciągu roku liczba ugrupowań rebelianckich wzrosła z trzech do dwudziestu kilku, z których siedem, w tym dwie główne, postanowiło zbojkotować rozmowy w Libii. Nie wróży to zakończenia konfliktu.
Dwie główne rebelianckie armie nie chcą uczestniczyć w rozmowach po tym, jak mediujące organizacje: ONZ i Unia Afrykańska – zaprosiły do rozmów inne, mniejsze ugrupowania. - Mediacje wpadły w pułapkę przygotowaną przez rząd urządzający negocjacje na arenie międzynarodowej dla każdego Jacka, Toma czy Harry’ego – tłumaczy lider jednej z głównych armii – Ruchu Sprawiedliwości i Równości (Jem).