– Czeska gospodarka była bardziej zróżnicowana, a Słowację dusił socjalistyczny moloch przemysłu ciężkiego. Mieliśmy więc większy kryzys. Dopiero otwarcie na inwestycje zagraniczne i postawienie na przemysł samochodowy dały widoczne efekty – mówi „Rz” Ivan Miklosz, autor słowackich reform, były minister finansów w rządzie Mikulasza Dzurindy.15 lat temu Słowacja startowała niemal od zera. Od podstaw tworzyła instytucje państwowe i infrastrukturę. Wprowadziła nową walutę, przeprowadziła prywatyzację. Ale największe efekty przyniosły reformy rozpoczęte w 1998 roku. Siedmioletnie rządy ekipy premiera Mikulasza Dzurindy uczyniły ze Słowacji kraj nowoczesny i konkurencyjny wobec innych państw regionu. Słowacka gospodarka ma już wartość 82 procent czeskiego rynku.
– Przeciętne wynagrodzenie w sektorze państwowym wynosiło w 1993 roku 5 tysięcy koron, a dziś – 20 tysięcy. Niemal każda rodzina ma dwa telewizory i kuchenkę mikrofalową, a co czwarta komputer – przypomina socjolog Michal Czerny.
Ale coraz więcej Słowaków z sympatią myśli o powrocie do Czechosłowacji nie tylko dlatego, że zatarły się różnice w poziomie życia. Były premier Jan Czarnogursky podkreśla, że dzisiaj oba kraje łączą również znacznie lepsze stosunki niż podczas federacji.
– Słowacja stała się autentycznym partnerem Czech. Mamy wspólne poglądy na politykę zagraniczną. Należymy do Grupy Wyszehradzkiej. Nie prowokujemy konfliktów etnicznych. Dla Słowaków Czesi są najbardziej przyjacielskim narodem w Unii i ta sympatia jest odwzajemniana – przekonuje Czarnogursky.
Słowacja zaczyna nawet wyprzedzać Czechy w niektórych dziedzinach, na przykład w kwestiach reformy systemu emerytalnego czy służby zdrowia. Goni też stare kraje UE. – W 1993 roku siła słowackiej gospodarki sięgała jednej trzeciej niemieckiej, dziś już 62 procent – cieszy się w rozmowie z „Rz” Ludowit Odor, członek zarządu Narodowego Banku Słowackiego (NBS).Debatę, czy nie odbudować Czechosłowacji, wznowiło przystąpienie obu krajów do strefy Schengen. Likwidacja wspólnej granicy na Morawie stała się wydarzeniem. Entuzjazmu po przepiłowaniu szlabanów nie można porównać nawet z wybuchem radości po wejściu obu krajów do Unii. – Runął nasz wewnętrzny mur berliński – uznał premier Czech Mirek Topolanek. Rodziny po obu stronach granic rzucały się sobie w ramiona. Linie wytyczone sztucznie w 1993 roku rozcięły bowiem jak brzytwą wielkie regiony. Po jednej stronie zablokowały 300 tysięcy Słowaków, po drugiej – ponad pół miliona Czechów.
Aksamitny rozwód naznaczyły spory o czeskie „chałupy” na słowackiej ziemi i zabarykadowane, ślepe drogi między przygranicznymi wioskami. Sąsiedzi jeździli w odwiedziny traktorami kilkanaście kilometrów przez najbliższe przejście, a oba pasy ruchu w Kutach i Lanżhocie blokowały długie kolejki tirów – Przeżyliśmy 15-letni absurd. Jak za towarzysza Husaka. Na szczęście to już przeszłość. Granicy między ludźmi nigdy tu nie było. Znów jesteśmy razem – zapewnia „Rz” starosta Lysej nad Makytou Pavol Gabik.