Wojciech Roszkowski, historyk, eurodeputowany PiS, jest jednym z pomysłodawców projektu. Najpierw grupa eurodeputowanych z różnych krajów dyskutowałaby o bolesnych wydarzeniach z historii, potem może pojawiłyby się konferencje czy publikacje. Na razie bez próby pisania unijnego podręcznika historii, co kiedyś proponowała niemiecka minister edukacji.
– Jest jedna prawda – wierzy Roszkowski. I uważa, że stosując warsztat historyka da się ją ustalić. A interpretacje faktów mogą pozostać zróżnicowane.
Na początek zarówno jemu, jak i pozostałym eurodeputowanym z grupy inicjatywnej, zależy przede wszystkim na pokazaniu prawdy o agresjach sowieckich: na Polskę, kraje bałtyckie czy pacyfikację powstania w Budapeszcie. Jego koledzy wskazują, że o jedną wersję wydarzeń będzie trudno. Gyorgy Schopflin, węgierski chadek, wspomina jak chodził do szkoły w Wielkiej Brytanii. – Przez wiele lekcji uczono nas o stuletniej wojnie brytyjsko-francuskiej w tonie triumfalnym. Pod koniec nagle cicho przyznawano, że Francuzi zwyciężyli – żartował Schopflin. Czasem może być nawet problem z ustaleniem faktów. – W USA usłyszałem, że I wojna światowa trwała od 1917 do 1918. Pytałem: co wcześniej? Bez nas się nie liczy, mówili mi Amerykanie – relacjonował Węgier.
Na razie to tylko pomysł kilku posłów prawicy ze wschodnich krajów UE
Posłowie z Polski, Węgier, Litwy, Łotwy i Estonii, którzy chcą powołania grupy historycznej, mogą mieć jednak problemy z zainteresowaniem pozostałych. Do swego grona nie pozyskali nikogo spoza przedstawicieli Europy Środkowo-Wschodniej i nikogo z grup lewicowych lub liberalnych. Jest to więc pomysł kilku posłów wschodnioeuropejskiej prawicy. Spośród przedstawicieli krajów zachodnich tylko jeden odpowiedział na zaproszenie: Sean Ó Neachtain z prawicowej irlandzkiej partii Fianna Fail.