Rz: „Dmitrij Miedwiediew to ostatnia nadzieja Rosji, którą kocham” – oznajmił pan niedawno. Dlaczego aż tak kategorycznie?
Wiktor Jerofiejew: Jest bardzo młodym człowiekiem, więc jeśli zachowa dotychczasowy kurs, który uważam za błędny, to moje pokolenie może już nie doczekać przemian demokratycznych. A Rosji będzie groziła izolacja i cofnięcie cywilizacyjne.W rosyjskiej polityce bardziej od wyników liczy się bowiem wektor rozwoju.
W ostatnich latach Władimir Putin coraz chętniej sięgał po retorykę nacjonalistyczną, mocarstwową, często konfrontacyjną. Miało to duży wpływ na kształtowanie świadomości społecznej. Podjął nawet próbę uzasadnienia alternatywnej wobec standardów i wartości zachodnich drogi rozwoju kraju. To nie sprzyjało powrotowi Rosji do europejskiego kręgu cywilizacyjnego, do którego – wedle mojego przekonania – należymy. Mam nadzieję, że jako człowiek inteligentny i oświecony, pozbawiony poglądów nacjonalistycznych i imperialisty- cznych, przestawi kraj na proeuropejskie tory.
Ale Putin nie odchodzi z polityki. Być może jako premier wciąż będzie rozdawał karty...
Współrządzenie zdarzało się już w naszej historii. Wystarczy przypomnieć początki dynastii Romanowów, 1917 rok, czy pierwsze lata rządów Breżniewa… Były to jednak okresy krótkie i przejściowe. W przypadku Miedwiediewa i Putina dwuwładza też nie potrwa długo, a Miedwiediew nie pogodzi się z rolą malowanego prezydenta.