Szczegóły podróży nie są znane, ale senator z Illinos na pewno odwiedzi Jordanię i Izrael, a w Europie – Wielką Brytanię, Francję i Niemcy. Nie wiadomo, gdzie w Berlinie wygłosi przemówienie, bo wybór Bramy Brandenburskiej jako miejsca na amerykańską kampanię wyborczą nie spodobał się kanclerz Angeli Merkel.
Z pewnością będzie to wystąpienie publiczne, tak żeby zdjęcia wiwatujących tłumów dotarły do USA, przypominając słynne wystąpienie Johna Kennedy’ego sprzed 45 lat. – To bardzo ryzykowne przedsięwzięcie – tak zagraniczną podróż Obamy ocenia w rozmowie z „Rz” Robin Niblett z londyńskiego Chatham House. Według niego senator musi bardzo uważać, aby nie sprawić wrażenia, że bardziej dba o wyborców europejskich niż amerykańskich.
Podobnie uważa Karen Donfried z German Marshall Fund w Waszyngtonie. – Niecodzienna inicjatywa. Kandydaci na prezydentów prowadzą zwykle kampanię w Ohio, a nie w Berlinie – mówi.
Obama uznał jednak, że warto podjąć ryzyko. Wie bowiem, że jedną z jego słabości w oczach amerykańskich wyborców jest brak doświadczenia w polityce zagranicznej. Na tym polu wyraźnie lepszy od niego jest John McCain. Według ostatniego sondażu „Washington Post” i telewizji ABC 72 proc. Amerykanów uważa, że kandydat republikanów wie wystarczająco wiele o polityce zagranicznej, by być prezydentem. Odsetek pozytywnych ocen dla senatora z Illinois wyniósł zaledwie 54 proc. Dlatego Obama nie tylko będzie w Europie słuchać, ale też zamierza wygłaszać polityczne przemówienia. – Chce zerwać ze stereotypem i pokazać, że ma swoje zdanie – mówi Niblett.
Jeszcze ważniejsza niż podróż po Europie może być wizyta w Iraku i Afganistanie. Ze względów bezpieczeństwa jej termin nie jest znany.