200 tysięcy osób przybyło wczoraj wieczorem pod kolumnę Zwycięstwa w Berlinie, by zobaczyć Baracka Obamę. Choć nie usłyszeli nic nowego, kandydat na prezydenta USA i tak nikogo nie rozczarował.– Europa jest najważniejszym sojusznikiem Ameryki. Czas zbudować nowe mosty – tak brzmiało posłanie Baracka Obamy skierowane do europejskich stolic. Jego zdaniem prawdziwe partnerstwo wymaga stałego rozwoju. – Sojuszników, którzy się nawzajem słuchają i uczą – mówił, choć nie powiedział wprost, że oczekuje od nich udziału w kosztach zachowania pokoju na świecie. Mówiąc o sytuacji w Afganistanie, oświadczył jednak, że Ameryka nie da sobie sama rady, a naród Afganistanu potrzebuje „zarówno naszych, jak i waszych wojsk”.
Obama mówił o przyjaźni amerykańsko-niemieckiej zawiązanej 60 lat temu w czasie radzieckiej blokady Berlina Zachodniego, o wojnie w Iraku. O konieczności rozbrojenia nuklearnego oraz pomocy dla regionów jej potrzebujących oraz o walce z międzynarodowym terroryzmem.
– Jak było do przewidzenia, nie było w tym przemówieniu krytyki prezydenta George’a W. Busha, ale wizja świata, jaką zaprezentował, różni się od programu obecnego prezydenta USA – komentował John Kornblum, były ambasador USA w Niemczech. – Przemawiał jak prezydent świata – ocenił komentator drugiego programu telewizji publicznej.
Większą popularnością niż senator z Illinois cieszył się w Berlinie tylko, przed blisko półwiekiem, John Kennedy
Barack Obama nie użył wczoraj w Berlinie ani razu ulubionego słowa „change” (zmiana), wypisanego nawet na kadłubie samolotu, którym przybył do Berlina.