„Nowy Kennedy” porwał berlińczyków

Barack Obama wybrał Niemcy na miejsce jedynego publicznego wystąpienia w Europie. Wcześniej przemawiali tu John Kennedy, Ronald Reagan i Bill Clinton.

Aktualizacja: 25.07.2008 19:22 Publikacja: 24.07.2008 20:51

Wizyta Obamy rozpoczęla się od spotkania z Angelą Merkel

Wizyta Obamy rozpoczęla się od spotkania z Angelą Merkel

Foto: AFP

200 tysięcy osób przybyło wczoraj wieczorem pod kolumnę Zwycięstwa w Berlinie, by zobaczyć Baracka Obamę. Choć nie usłyszeli nic nowego, kandydat na prezydenta USA i tak nikogo nie rozczarował.– Europa jest najważniejszym sojusznikiem Ameryki. Czas zbudować nowe mosty – tak brzmiało posłanie Baracka Obamy skierowane do europejskich stolic. Jego zdaniem prawdziwe partnerstwo wymaga stałego rozwoju. – Sojuszników, którzy się nawzajem słuchają i uczą – mówił, choć nie powiedział wprost, że oczekuje od nich udziału w kosztach zachowania pokoju na świecie. Mówiąc o sytuacji w Afganistanie, oświadczył jednak, że Ameryka nie da sobie sama rady, a naród Afganistanu potrzebuje „zarówno naszych, jak i waszych wojsk”.

Obama mówił o przyjaźni amerykańsko-niemieckiej zawiązanej 60 lat temu w czasie radzieckiej blokady Berlina Zachodniego, o wojnie w Iraku. O konieczności rozbrojenia nuklearnego oraz pomocy dla regionów jej potrzebujących oraz o walce z międzynarodowym terroryzmem.

– Jak było do przewidzenia, nie było w tym przemówieniu krytyki prezydenta George’a W. Busha, ale wizja świata, jaką zaprezentował, różni się od programu obecnego prezydenta USA – komentował John Kornblum, były ambasador USA w Niemczech. – Przemawiał jak prezydent świata – ocenił komentator drugiego programu telewizji publicznej.

Większą popularnością niż senator z Illinois cieszył się w Berlinie tylko, przed blisko półwiekiem, John Kennedy

Barack Obama nie użył wczoraj w Berlinie ani razu ulubionego słowa „change” (zmiana), wypisanego nawet na kadłubie samolotu, którym przybył do Berlina.

Wizytę w Niemczech rozpoczął od godzinnego spotkania w urzędzie kanclerskim z kanclerz Angelą Merkel. W centrum Berlina witały go tłumy. Kamery śledziły każdy jego krok i gest. „Superstar”, „książę z bajki” „nowy Kennedy” – pisały niemieckie gazety. Doszukano się nawet niemieckich przodków kandydata demokratów na prezydenta ze strony matki. – Większą popularnością cieszył się chyba tylko John Kennedy – wspominali komentatorzy w telewizyjnych programach. Bez końca cytowano wyniki ankiet socjologicznych, z których wynika, że trzy czwarte obywateli Niemiec życzyłoby sobie, aby Barack Obama został kolejnym prezydentem Stanów Zjednoczonych. John McCain ma zaledwie dziesięć procent zwolenników.„Obama rozbudził nadzieję Niemców i Europejczyków na odnowienie relacji transatlantyckich” – tłumaczył szef niemieckiej dyplomacji Frank-Walter Steinmeier w wywiadzie dla „Die Zeit” przyczyny zauroczenia swych współobywateli gościem z USA.

Po rozmowach z Barackiem Obamą nie krył zadowolenia, gdyż, jak powiedział, „mamy takie samo zdanie na temat naszego zaangażowania w regionach konfliktów”. – Obama był w Berlinie bardzo ostrożny. Poruszył wiele tematów, ale nie przedstawił żadnych konkretnych propozycji, obawiając się reakcji w Stanach. W końcu nie jest prezydentem – ocenił Simon Koschut z Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej (DGAP).Kandydat na prezydenta USA wybrał Berlin na miejsce jedynego swego publicznego wystąpienia w czasie europejskiej podróży, której kolejnymi etapami będą Paryż i Londyn. Wywołało to tam nieskrywaną irytację. Niemieccy politycy dawali do zrozumienia, że wybór Berlina jest wyrazem uznania dla rosnącej roli Niemiec w polityce międzynarodowej. Przemówienie Obamy transmitowały trzy największe amerykańskie stacje telewizyjne: CNN, Fox News i MSNBC.

Barack Obama to reprezentant innej Ameryki – mówi „Rz” Andreas Etges, politolog z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie

Rz: Wizyta Baracka Obamy wywołuje w Berlinie ogromne zamieszanie. Dlaczego?

Andreas Etges: Nigdy wcześniej nie zdarzyło się, aby zagraniczny polityk przeniósł do Niemiec kampanię wyborczą z własnego kraju. Barack Obama uczynił to z pełną świadomością. Dlaczego wybrał właśnie Berlin, a nie Londyn czy Paryż, skoro to Francja przewodniczy obecnie Unii Europejskiej?

Amerykanie mają historycznie skomplikowane relacje z Francją. Było to widać zwłaszcza kilka lat temu, gdy Paryż odmówił wsparcia amerykańskiej interwencji w Iraku. Tak samo postąpił Berlin, ale gniew Amerykanów skierował się głównie na Francuzów. Wielka Brytania jest wprawdzie wiernym sojusznikiem USA, lecz premier Gordon Brown ma wiele problemów wewnętrznych.

A Berlin jest dla Amerykanów symbolem szczególnych więzi z Niemcami po wojnie. Żywa jest pamięć o amerykańskim moście powietrznym, dzięki któremu ocalał okrążony przez Armię Czerwoną Berlin Zachodni. Berlin kojarzy się z Johnem F. Kennedym i Ronaldem Reaganem, który wzywał tu Michaiła Gorbaczowa do otwarcia Bramy Brandenburskiej i obalenia muru będącego symbolem zimnej wojny. Niemcy z kolei postrzegają Obamę jako reprezentanta innej Ameryki, innej niż ta, która kojarzy się im z nazwiskiem George’a W. Busha. To wszystko stwarza świetną scenerię dla wystąpienia Baracka Obamy.

Czego Europa będzie mogła oczekiwać od Obamy, jeżeli wygra on wybory prezydenckie?

Z jednej strony pogłębienia partnerstwa, a więc gotowości USA do współpracy z sojusznikami i mniej jednostronnych decyzji Waszyngtonu. Z drugiej oczekiwać należy postulatów większego zaangażowania Europy w zapewnie- nie pokoju na świecie. Niemcy muszą się liczyć z mniej lub bardziej zawoalowanymi żądaniami zwiększenia liczby wojsk w Afganistanie. Berlin może mieć więc z Obamą znacznie więcej problemów niż z obecną administracją amerykańską...

Czy w sprawie tarczy antyrakietowej Obama zmieni obecną politykę Waszyngtonu?

Mam wrażenie, że w nieco większym stopniu niż McCain gotów jest uwzględnić szerszy kontekst, w tym stanowisko Rosji. Mówił już, że nie chce dzielić Europy na starą i nową, jak robiła to administracja Busha. Zasadniczych różnic między obydwoma politykami w tej sprawie nie ma, ale Obama mówi innym tonem, a to nie jest bez znaczenia.

—rozmawiał Piotr Jendroszczyk

W amerykańskiej telewizji NBC transmisje z igrzysk olimpijskich w Pekinie sponsorować będą: sieć barów szybkiej obsługi McDonald’s, producent amerykańskiego piwa Budweiser i... Barack Obama. Sztab demokratycznego kandydata na prezydenta USA wykupił właśnie specjalny, olimpijski pakiet reklamowy. Zgodnie z umową zawartą ze stacją NBC w przerwach pomiędzy biegiem na 100 metrów, pchnięciem kulą czy rzutem oszczepem amerykańscy telewidzowie zobaczą twarz czarnoskórego polityka.

Po zakończeniu transmisji usłyszą zaś, że „zawody obejrzeli państwo dzięki Barackowi Obamie”. Umowa dotyczy relacji emitowanych w ogólnonarodowym paśmie NBC i wszystkich telewizji kablowych należących do konsorcjum. To całkowita nowość. Do tej pory kandydaci na prezydenta, jeżeli wykupywali reklamy w telewizji, robili to w stacjach lokalnych. I to w stanach, w których wynik nie był z góry przesądzony (większość stanów ma zdecydowane preferencje polityczne).Sensację wywołuje również kwota, jaką Obama wyłożył na olimpijski sponsoring – chodzi bowiem o 5 milionów dolarów. Jak jednak podkreśla „New York Times”, kandydata Partii Demokratycznej stać na taki wydatek. Tylko w czerwcu zebrał on od darczyńców 52 miliony dolarów na swoją kampanię. To ponad dwa razy więcej niż jego republikański rywal John McCain (21,5 milionów dolarów).

– To dobrze wydane pięć milionów. Na pewno te pieniądze się Obamie zwrócą – powiedział „Rz” specjalista od wizerunku politycznego dr Wojciech Jabłoński. – Sport to młodość, sprawność, dynamika, rywalizacja i zdolność do przyciągania tłumów. Czyli wszystkie cechy, z którymi powinien kojarzyć się nowoczesny polityk – podkreślił.

Według Jabłońskiego, polityka „od pewnego czasu stała się formą sportu”, dlatego nie ma nic zdrożnego w tym, żeby kandydat reklamował się podczas Igrzysk. Obama ma w tym zresztą już pewne doświadczenie.

Jego reklamówki były emitowane również w przerwie ostatniego Super Bowl.

200 tysięcy osób przybyło wczoraj wieczorem pod kolumnę Zwycięstwa w Berlinie, by zobaczyć Baracka Obamę. Choć nie usłyszeli nic nowego, kandydat na prezydenta USA i tak nikogo nie rozczarował.– Europa jest najważniejszym sojusznikiem Ameryki. Czas zbudować nowe mosty – tak brzmiało posłanie Baracka Obamy skierowane do europejskich stolic. Jego zdaniem prawdziwe partnerstwo wymaga stałego rozwoju. – Sojuszników, którzy się nawzajem słuchają i uczą – mówił, choć nie powiedział wprost, że oczekuje od nich udziału w kosztach zachowania pokoju na świecie. Mówiąc o sytuacji w Afganistanie, oświadczył jednak, że Ameryka nie da sobie sama rady, a naród Afganistanu potrzebuje „zarówno naszych, jak i waszych wojsk”.

Pozostało 91% artykułu
Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 963
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 961
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 960
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 959