Jego zdaniem referendum powinno zostać przeprowadzone wraz z czerwcowymi wyborami do Parlamentu Europejskiego. – Wtedy okaże się, czy Europejczycy chcą Unii w wersji zaproponowanej przez traktat lizboński, czy wolą żyć w zupełnie innej Europie – przekonywał Ganley podczas wczorajszej debaty w Warszawie. Dodał, że traktat lizboński jest symbolem Europy, która nie liczy się ze zdaniem swych obywateli. – To oni powinni decydować o tak ważnych dla nich kwestiach – podkreślał irlandzki polityk.

Pomysł Ganleya spodobał się dyrektorowi Centrum Strategii Europejskiej demosEUROPA Pawłowi Świebodzie. – To propozycja godna rozważenia. Połączenie wyborów do Parlamentu Europejskiego z referendum w sprawie traktatu pozwoliłoby na sprawdzenie, jakie są odczucia całej Unii względem tego dokumentu – uważa Świeboda. Jego zdaniem nie ma w tym nic zdrożnego, „jeśli przyjmiemy tezę, że w wyborach do PE chodzi o to, jaką wizję Unii mamy realizować”. – Jeśli Irlandia na następnym szczycie UE nie przedstawi jasnego stanowiska w sprawie ratyfikacji traktatu, to i tak czeka nas kolejny poważny kryzys – dodaje.

– Tego pomysłu nie da się zrealizować, bo zakłada on, że UE jest państwem, a nie federacją suwerennych narodów. Żaden z krajów członkowskich nie będzie się gotów poddać dyktaturze większości – ostrzega w rozmowie z „Rz” brytyjski ekspert ds. UE dr Paolo Dardanelli. Jego zdaniem unijne referendum może się skończyć jeszcze większym kryzysem niż ten wywołany przez irlandzkie „nie” wobec traktatu.