Musimy to zrobić teraz – głosi Andrea Ypsilanti, szefowa SPD w Hesji. Co ma na myśli, każdy w Niemczech wie dobrze. Chce utworzyć w Hesji rząd koalicyjny z Zielonymi. Jako że nie będzie on mieć większości w lokalnym parlamencie, pani Ypsilanti liczy na współpracę z Partią Lewicy. Za takim rozwiązaniem opowiedziało się na sobotnim zjeździe heskiej SPD 98 proc. jej partyjnych towarzyszy.
“Hesja może być pierwszym landem na zachodzie Niemiec, którym współrządzić będą populiści i postkomuniści” – piszą media. To niebywała ironia losu, jeśli wziąć po uwagę, że na terenie Hesji leży Frankfurt nad Menem, centrum niemieckiej bankowości i finansów.
W wyniku lutowych wyborów rządzący Hesją chadecy i liberałowie nie zdobyli większości w lokalnym parlamencie. Premier Roland Koch przeszarżował. Prowadził kampanię skierowaną przeciwko młodocianym imigrantom, wskazując na zjawiska krymino- genne w tym środowisku. Prawdziwym adresatem tych oskarżeń byli jednak jego polityczni przeciwnicy: nosząca po mężu greckie nazwisko Andrea Ypsilanti oraz szef Zielonych Tatik al Wazir, syn imigranta z Jemenu.
Koch i jego CDU przegrali, ale przeciwnicy także nie uzyskali większości. Języczkiem u wagi stała się Partia Lewicy. SPD nie chciała jednak dotąd rozmawiać z postkomunistami i populistami. – Partia Lewicy nie będzie reprezentowana w rządzie – zapewnia Ypsilanti. – Jesteśmy gotowi do rozmów – odpowiadają przywódcy heskiej lewicy. Rozpoczną się one za kilka dni. Wszystko to dzieje się rok przed wyborami do Bundestagu, przy spadku popularności CSU (siostrzanego ugrupowania CDU) w Bawarii. Natomiast SPD odbiła się od dna.
[i]masz pytanie, wyślij e-mail do autora