Prezydent Lech Kaczyński mówi w wywiadzie dla „Rz”, że poleciał na szczyt Unii, aby patrzeć rządowi na ręce i bronić polskich interesów: – Jestem odpowiedzialny za bezpieczeństwo, niepodzielność i suwerenność państwa – podkreślił.
Bez przeszkód dotarł na salę obrad i zajął miejsce obok Donalda Tuska. Gdy zakończyły się rozmowy o traktacie lizbońskim, ustąpił miejsca ministrowi finansów Jackowi Rostowskiemu. – Prezydent Kaczyński nic nie powiedział o traktacie z Lizbony. Ani czy go podpisze. Premier Tusk zresztą też – mówił szef Parlamentu Europejskiego Hans-Gert Pöttering.
Donald Tusk nie zgodził się na udostępnienie prezydentowi rządowego samolotu. Lech Kaczyński przyleciał do Brukseli wyczarterowaną maszyną. Co trzeci Polak uważa, że premier chciał w ten sposób upokorzyć głowę państwa – wynika z sondażu przeprowadzonego na zlecenie „Rzeczpospolitej”.Rząd zarzuca prezydentowi, że w marcu 2007 r. zgodził się na unijny pakiet dotyczący limitów emisji CO[sub]2[/sub] w wersji, która grozi Polsce podwyżkami cen energii i zahamowaniem wzrostu gospodarczego. Prezydent temu zaprzecza.
Jednym z najważniejszych celów rządowej delegacji na dwudniowym szczycie w Brukseli jest wynegocjowanie ustępstw w sprawie limitów emisji CO[sub]2[/sub]. – Polska jest gotowa zgłosić weto, gdyby były próby narzucenia nam niekorzystnych decyzji – ostrzegał minister Radosław Sikorski. Do weta gotowe są także Włochy, o czym mówił wieczorem premier Silvio Berlusconi. – Polska jest razem z nami– podkreślał.
Nasz kraj wspiera też osiem nowych państw członkowskich Unii.