Wolność odzyskali trzej policjanci z jednostki antyterrorystycznej i żołnierz, których schwytano w 2007 roku. Wczoraj z wyznaczonego miejsca w dżungli odebrał ich helikopter. Niewykluczone, że jeszcze dziś maszyna z przedstawicielami Czerwonego Krzyża na pokładzie wróci po dwie kolejne osoby. Rebelianci zgodzili się bowiem wypuścić gubernatora departamentu Meta Alana Jarę porwanego w 2001 roku i byłego deputowanego Sigifredo Lopeza uprowadzonego w roku 2002. Cała szóstka jest zaliczana do tzw. zakładników politycznych, za których uwolnienie FARC domagał się wypuszczenia części z 500 towarzyszy przetrzymywanych w więzieniach.
W rękach rebeliantów jest jeszcze dwadzieścia kilka innych osób „politycznych” oraz kilkuset cywilnych zakładników, za których partyzanci chcą wziąć okup.
[wyimek]10 tys. ludzi liczą, w przekonaniu władz kraju, Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii[/wyimek]
Rok temu rebelianci także wypuścili sześć osób. Prezydent Wenezueli, który miał pomóc wynegocjować ich zwolnienie, zaapelował wtedy do wspólnoty międzynarodowej o usunięcie FARC z listy organizacji terrorystycznych. Zdaniem komentatorów FARC ma nadzieję, że po zwolnieniu kolejnych zakładników wojska rządowe z mniejszą intensywnością będą ścigać ukrywających się w dżungli bojowników. Ich szeregi zostały bowiem w ostatnich latach poważnie przetrzebione. Szacuje się, że od 2001 roku liczebność oddziałów FARC zmalała nawet o połowę. W marcu zeszłego roku w operacji kolumbijskich sił specjalnych zabito jednego z przywódców rebeliantów Raula Reyesa. Tydzień później zginął kolejny przywódca Ivan Rios. Ofensywa rządowa utrudnia również rebeliantom przemycanie kokainy, która oprócz pieniędzy z okupu jest głównym źródłem ich dochodu.
Poważnym ciosem dla partyzantów było też odbicie przez kolumbijskich komandosów najsłynniejszej zakładniczki, pochodzącej z Francji byłej kandydatki na prezydenta Ingrid Betancourt. Marksiści odmawiali wcześniej jej uwolnienia nawet w zamian za wolność kilkuset swoich towarzyszy.