– Dobrze by było, żeby Joschka Fischer mógł kiedyś objąć ważny urząd w państwie – ogłosił nowy szef Zielonych Cem Özdemir. Zabrzmiało to jak zaproszenie byłego ministra spraw zagranicznych do powrotu na scenę polityczną. Zieloni widzieliby chętnie Fischera w roli kandydata na stanowisko prezydenta RFN. Być może już w majowych wyborach jako konkurenta prezydenta Horsta Köhlera ubiegającego się o drugą kadencję i jego przeciwniczki Gesine Schwan z SPD.
Joschka Fischer milczy.
– Przyjemnie mu to słyszeć, ale wie doskonale, że Zieloni pragną jego powrotu wyłącznie w celach propagandowych
– mówi politolog Gerd Langguth. We wrześniu odbędą się wybory do Bundestagu, Zieloni zdają sobie sprawę, że nie mają szans na wejście do przyszłej koalicji rządowej. Tym bardziej że rosną w siłę liberałowie z FDP, odwieczni konkurenci Zielonych. Mają rekordowe poparcie 16 proc. wyborców i coraz większe szanse na to, by stać się partnerami kierowanej przez Angelę Merkel CDU i jej siostrzanej bawarskiej CSU.
61-letni Fischer wie także doskonale, że polityczny comeback jest w Niemczech rzeczą arcytrudną. Nikomu się to do tej pory nie udało, z wyjątkiem Franza Müntefinga, przewodniczącego SPD. Dwa lata temu podziękował za stanowisko wicekanclerza i ministra pracy w rządzie kanclerz Merkel i poświęcił czas ciężko chorej żonie. Gdy zmarła, wrócił do polityki w wielkim stylu i został szefem socjaldemokratów.