Do incydentu doszło w niedzielę po południu. Oficer po służbie chciał zwiedzić ruiny zamku w południowym Libanie. Pojechał tam bez broni, oznakowanym służbowym samochodem terenowym marki Nissan Patrol. Niestety pomylił drogi i znalazł się w rejonie Nabatija, na północ od rzeki Litani, kontrolowanym przez szyicką radykalną organizację Hezbollah. Samochód Polaka otoczyli islamscy bojownicy, co najmniej dwóch było uzbrojonych w broń maszynową. Próbowali go zatrzymać. Libański dziennik „Daily Star”, który opisał wydarzenie, twierdzi, że oficer wpadł w panikę i potrącił jednego z mężczyzn samochodem.
– To nieprawda. Kapitan rzeczywiście poczuł się zagrożony, ale nikogo nie potrącił. To jeden z mężczyzn wsadził do samochodu rękę, by wyszarpnąć kluczyki ze stacyjki. Wtedy kapitan gwałtownie ruszył do tyłu. Mężczyzna został uderzony w rękę, ale nie ma mowy o umyślnym potrąceniu – wyjaśniał w rozmowie z „Rz” dowódca polskiego kontyngentu UNIFIL ppłk Krzysztof Kozaczuk.
Napastnikom udało się jednak zatrzymać Polaka. Jego samochód został dokładnie przeszukany. Odebrano mu aparat fotograficzny, telefon, mapę i dokument tożsamości. Jemu samemu nic się nie stało. Hezbollah przetrzymywał go jednak aż do przybycia agentów libańskich służb specjalnych, którzy odstawili go do polskiej bazy.
– Nasza żandarmeria wszczęła już w tej sprawie śledztwo. Sprawdzimy, w jaki sposób oficer znalazł się w miejscu, w którym nie miał prawa przebywać. Zbadamy również, dlaczego napastnicy byli wobec niego agresywni i dlaczego odebrali mu jego własność – powiedziała „Rz” rzeczniczka misji wojskowej ONZ w Libanie Yasmina Bouziane.
– Kapitan popełnił błąd. Nie powinien był pomylić dróg i wjeżdżać na teren opanowany przez Hezbollah. Jeżeli chodzi o jego zachowanie podczas incydentu, nie mam mu nic do zarzucenia. Na pewno nie był agresywny ani nieprzyjemny wobec miejscowych – podkreślał ppłk Kozaczuk. Zapewnił, że za jego kadencji (kontyngentem dowodzi od pięciu miesięcy) taka historia zdarzyła się pierwszy raz.