Nie widzieli się od Auschwitz

Niezwykłe spotkanie ocalałych z Holokaustu. Na ich przedramionach widnieją kolejne numery wytatuowane w największym niemieckim obozie zagłady. Spotkali się dzięki Internetowi po 65 latach

Publikacja: 21.04.2009 02:44

Jakow Zawadzki, Anszel Sieradzki i Menachem Szołowicz spotkali się w niedzielę w Jerozolimie (fot: S

Jakow Zawadzki, Anszel Sieradzki i Menachem Szołowicz spotkali się w niedzielę w Jerozolimie (fot: Sebastian Scheiner)

Foto: AP

– Staliśmy w długiej kolejce. Przed chwilą przeszliśmy przez selekcję. Część naszego transportu właśnie poszła do gazu. My mieliśmy żyć. Podchodziliśmy kolejno do więźnia, który tatuował nam numery. Używał zwykłej igły i jakiejś farby czy atramentu. Ja dostałem numer B-14595 – mówi w rozmowie z „Rz” 81-letni Anszel Sieradzki ze Zduńskiej Woli, obecnie mieszkający w Jerozolimie.

Wszystko działo się w sierpniu 1944 roku w Auschwitz. Sieradzki nie znał ludzi, którzy stali w kolejce przed nim i za nim. Nigdy wcześniej nie słyszał o Menachemie Szołowiczu (numer B-14594) oraz braciach Szaulu i Jakowie Zawadzkich (B-14596 i B-14597). Nie spotykali się również w obozie, bo tego samego dnia zostali rozesłani do innych obozowych bloków.

Drugi raz trzech z nich spotkało się w minioną niedzielę, 19 kwietnia 2009 roku w Jerozolimie. – Wszystko zaczęło się od strony internetowej, którą znalazła moja córka. Była na niej opisana historia Sieradzkiego. Gdy ją czytałem, nagle coś mnie tknęło. Odwinąłem rękaw i spojrzałem na swój tatuaż. Ten facet miał numer o jeden wyższy niż mój! – opowiada nam 80-letni Menachem Szołowicz z Łodzi, teraz mieszkający w Hajfie.

[wyimek]Ci czterej byli więźniowie Auschwitz od lat mieszkali w Izraelu, nic o sobie nie wiedząc[/wyimek]

Szołowicz zadzwonił do Sieradzkiego. – Gdy odebrałem telefon, nie mogłem uwierzyć. To, że obaj przetrwaliśmy to piekło i mieszkaliśmy przez tyle lat w Izraelu, nic o sobie nie wiedząc, wydawało mi się zupełnie nieprawdopodobne – opowiada Sieradzki. Obaj panowie spotkali się w Tel Awiwie. Sprawę opisała lokalna gazeta.

Wtedy stało się coś jeszcze bardziej zaskakującego. Po publikacji artykułu zadzwonili do nich... właściciele dwóch kolejnych numerów, bracia Zawadzcy. W niedzielę jeden z nich, Jakow, spotkał się w Jerozolimie z Szołowiczem i Sieradzkim (Szaul Zawadzki nie mógł przyjechać, bo opiekuje się ciężko chorą żoną). – To było niesamowite przeżycie. Historia jak z filmu – mówi „Rz” 82-letni Jakow Zawadzki z Łodzi, obecnie mieszkający w Aszdod.

W organizacji spotkania opisanego przez amerykańską agencję AP pomógł instytut Yad Vashem. Biorąc pod uwagę wysoką śmiertelność osadzonych w Auschwitz, sytuacja – w której czterej więźniowie o kolejnych numerach przeżyli i spotkali się dziś w Izraelu – jest bezprecedensowa. Sensację wzbudziło również to, że panowie skontaktowali się przez Internet.

Trzej ocaleni opisali „Rz” swoje dramatyczne przeżycia. Koszmar łódzkiego getta, transport w bydlęcych wagonach do Auschwitz, selekcję dokonaną przez samego „anioła śmierci” doktora Mengele, makabryczną walkę o przetrwanie w Auschwitz, a wreszcie Marsz Śmierci w głąb Rzeszy i w końcu wyzwolenie przez amerykańskich żołnierzy.

– Pamiętam to jak dziś. Gdy zaczęli się zbliżać bolszewicy, Niemcy wyprowadzili nas z obozu. Pędzili nas setki kilometrów jakimiś bezdrożami. To był styczeń. Mróz i zaspy. Gdy ktoś padał z wycieńczenia, dostawał kulę w łeb od esesmanów – opowiada Jakow Zawadzki. – Wspomnienia tamtych straszliwych dni prześladują mnie do dziś. Nie ma dnia i nocy, żebym o tym nie myślał.

Losy Sieradzkiego, Szołowicza i braci Zawadzkich były podobne nie tylko podczas II wojny światowej. Czterej polscy Żydzi po przybyciu do Izraela trafili do armii. Bili się w bliskowschodnich wojnach, musieli sobie zorganizować życie w zupełnie innych warunkach, w innym klimacie i w innym społeczeństwie. Po 1989 roku każdy z nich przynajmniej raz był w Polsce.

Najczęściej starą ojczyznę odwiedza pan Sieradzki, który jeździ z izraelską młodzieżą do Auschwitz, gdzie opowiada jej o swoich przeżyciach. Niemal codziennie rozmawia po polsku z bratem, który mieszka w Słupsku. Kontaktują się przez komunikator internetowy Skype.

[i]Oficjalna strona Yad Vashem [link=http://www.yadvashem.org]www.yadvashem.org[/link][/i]

– Staliśmy w długiej kolejce. Przed chwilą przeszliśmy przez selekcję. Część naszego transportu właśnie poszła do gazu. My mieliśmy żyć. Podchodziliśmy kolejno do więźnia, który tatuował nam numery. Używał zwykłej igły i jakiejś farby czy atramentu. Ja dostałem numer B-14595 – mówi w rozmowie z „Rz” 81-letni Anszel Sieradzki ze Zduńskiej Woli, obecnie mieszkający w Jerozolimie.

Wszystko działo się w sierpniu 1944 roku w Auschwitz. Sieradzki nie znał ludzi, którzy stali w kolejce przed nim i za nim. Nigdy wcześniej nie słyszał o Menachemie Szołowiczu (numer B-14594) oraz braciach Szaulu i Jakowie Zawadzkich (B-14596 i B-14597). Nie spotykali się również w obozie, bo tego samego dnia zostali rozesłani do innych obozowych bloków.

Pozostało 80% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1017