Według gruzińskich danych status uchodźców ma około 228 tysięcy ludzi. Statystyki ONZ mówią o 350 tysiącach, z czego 127 tysięcy to ofiary sierpniowego konfliktu. To znacząca grupa w Gruzji, ponad 5 proc. ludności. Słuchanie wiadomości, konserwy i makaron z pomocy humanitarnej oraz niezniszczona gąsienicami rosyjskich czołgów nadzieja – to główne składniki życia gruzińskiego uchodźcy.
[srodtytul]Kolorowe domki od Unii[/srodtytul]
Największy obóz znajduje się 17 km od Tbilisi, w Cerowani. Za pieniądze Unii Europejskiej wybudowano tam 2002 domki. Jest komisariat policji i budynek administracji, przedszkole i pogotowie. Od września rozpoczną się lekcje w świeżo wybudowanej szkole. 80 proc. mieszkańców obozu to uchodźcy z rejonu Achałgori. Ich domy ocalały, bo miasto zostało zajęte bez jednego wystrzału. W gorszej sytuacji są uchodźcy z okolic stolicy Osetii Południowej Cchinwali, których domy spłonęły po nalotach. Te, które przetrwały, zostały zrównane z ziemią rosyjskimi czołgami.
Domki są różnokolorowe. W kremowych mieszkają uchodźcy z Achałgori. W zielonych – z okolic Cchinwali. W żółtych – z Gori. Dwie sypialnie, kuchnia, łazienka. Podłoga szwedzka, plastikowe okna, światło i bieżąca woda. Standard? W Gruzji przywilej zamożniejszych. Prawie przed każdym domkiem – ogródek. Sieją kukurydzę i pietruszkę, sadzą ziemniaki. Najbardziej przedsiębiorczy otworzyli kioski z żywnością i papierosami. Arbuzy i brzoskwinie przywożą uchodźcom w bagażnikach starych ład mieszkańcy okolicznych wiosek.
[srodtytul]Przecieka dach, nie ma pracy[/srodtytul]