Dominique de Villepin, były szef prawicowego rządu i były partyjny kolega prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego, przybył do sądu o godzinie 13.30 razem z żoną i trójką dzieci. Powitały go oklaski. – Wyjdę stąd wolny i oczyszczony z zarzutów – powiedział reporterom. Zarzucił prezydentowi Sarkozy’emu, że się na niego „uwziął”. – Niektórzy chcieliby wierzyć, że w naszym kraju nie ma procesów politycznych. Ja również chcę w to wierzyć, przecież mamy 2009 rok i jesteśmy we Francji – mówił. Dodał, że będzie walczył w imieniu „wszystkich ofiar nadużyć władzy”.
Dla Dominique’a de Villepina wyrok skazujący może oznaczać koniec politycznej kariery. Proces jest bezprecedensowy. Pierwszy raz w historii Francji oskarżony jest były premier, a stroną oskarżającą prezydent. „Presja jest ogromna, by rozprawa skończyła się wyrokiem” – pisze dziennik „Le Figaro”. Czy tak się stanie?
Oprócz de Villepina w gmachu sądu pojawili się trzej inni oskarżeni – Jean-Louis Gergorin, Imad Lahoud i Florian Bourges.
– Choć ten proces może się wydawać niezwykły, oczekujemy, że zastosowane zostaną zasady powszechnie obowiązującego prawa – powiedział Olivier Pardo, adwokat Lahouda. Gergorin uciekł przed tłumem dziennikarzy i fotoreporterów.
Za oszczercze oskarżenia i zniesławienie Nicolasa Sarkozy’ego, gdy ten był ministrem spraw wewnętrznych, całej czwórce grożą kary do pięciu lat więzienia i do 45 tysięcy euro grzywny.