Manuela Ferreira Leite, która po zaplanowanych na niedzielę wyborach może zostać pierwszą panią premier w dziejach Portugalii, jedno historyczne zwycięstwo ma już za sobą. W zeszłym roku jako pierwsza kobieta w swym kraju objęła przywództwo dużej partii – opozycyjnych socjaldemokratów (PSD). Rządzący socjaliści (PS) wprawdzie prowadzą w sondażach, ale przed wyborami do europarlamentu też wróżono im zwycięstwo, a więcej głosów zdobyła PSD. Od rewolucji goździków w 1974 r. te dwie partie wymieniają się u steru władzy. Tym razem będzie podobnie.
Pani Ferreira Leite ma 68 lat, uchodzi w centroprawicowej PSD za konserwatystkę i nie stara się sprawiać wrażenia młodszej czy nowocześniejszej. Tradycyjna fryzura, utrzymana w ryzach lakierem, garsonki, perły – widać, że spece od wizerunku nie mieli w jej kampanii wiele do powiedzenia. Poważna, kompetentna, autentyczna – chce, by tak postrzegali ją wyborcy. Wytyka brak tych cech rywalowi. Młodszy od niej o 16 lat Socrates kultywuje image nowoczesnego, wysportowanego europolityka.
Magazyn „Visao” napisał, że są jak dwa bieguny. On wywodzi się z rodziny o tradycjach republikańskich, jej pradziadek był królewskim ministrem. On może się pochwalić jedynie dyplomem inżyniera, i to ponoć otrzymanym po znajomości, ona wykładała ekonomię na uniwersytecie. On walczył o prawo kobiet do aborcji, a gdy im je zapewnił, obiecał małżeństwa gejom i lesbijkom. Ona, praktykująca katoliczka, broni życia i rodziny opartej na związku mężczyzny i kobiety. On bierze udział w maratonach ulicznych, ona woli sudoku. Łączy ich futbol, ale on kibicuje Benfice, a ona Sportingowi.
Czy kryzys skłoni Portugalczyków do powierzenia swych losów ekonomistce? Liczący 10,6 mln mieszkańców kraj nęka najwyższe od przystąpienia do UE w 1986 r. bezrobocie (9,1 proc.). Upadają zakłady pracy, zwłaszcza tekstylne i metalurgiczne. Nisko wykwalifikowani robotnicy masowo przechodzą na garnuszek opieki społecznej.