Od czasu, gdy na stolicę Meksyku ostatni raz spadł śnieg, minęło ponad pół wieku. Mimo to władze miasta postanowiły nadać świętom Bożego Narodzenia prawdziwie zimową oprawę
Na centralnym placu Zocalo władze urządziły lodowisko. Ściślej mówiąc, dwa: jedno dla dorosłych (61 na 31 metrów), drugie dla dzieci (22 na 18 metrów). Oba cieszą się ogromnym zainteresowaniem. Za wejście na lód się nie płaci, ale przedtem trzeba odczekać około trzech godzin w kolejce.
Frajda trwa 45 minut, a na lodzie przebywa naraz czterysta osób. Zarówno nowicjuszy, jak i łyżwiarzy, którzy świetnie sobie radzą. Pytanie, gdzie nauczyli się tak śmigać po lodzie? Bo w Meksyku temperatura spada poniżej zera wyłącznie na północnych terenach pustynnych, oddalonych od stolicy co najmniej o dwa tysiące kilometrów.
Inną atrakcją jest 40-metrowa zjeżdżalnia z lodu, którą dzieci wykorzystują do wyścigów na oponach. Jest również tor lodowo-śniegowy (40 na 8 metrów), po którym jeździ się na śnieżnych skuterach. Według dziesięcioletniego Luisa „to prawie tak samo, jak jazda na skuterze wodnym w Acapulco, tylko bardziej boli, gdy się spadnie”.
Aby zapewnić dzieciom możliwie najbardziej realistyczne zimowe przeżycia, otwarto szkołę lepienia bałwanów. Dzień za-kończyć można wojną na śnieżki. Dzieciom zakłada się kaski, dzieli na dwie drużyny i daje 15 minut na rozegranie bitwy. Jednocześnie może walczyć 50 osób.