Guido Westerwelle oraz jego zwolennicy w Niemczech mogą być zadowoleni: nie ma już obaw, że jako gej nie będzie poważnie traktowany w świecie islamskim. Wizyta w Arabii Saudyjskiej zakończyła się całkowitym sukcesem, a jest to kraj, w którym za praktyki homoseksualne grozi kara chłosty, więzienie, a nawet śmierć.
Szef niemieckiej dyplomacji jest nie tylko homoseksualistą, ale walczy z dyskryminacją gejów w wielu krajach świata. Nie wymienił nigdy nazwy żadnego z nich, ale domagał się zniesienia kary śmierci w Arabii Saudyjskiej, co zresztą postuluje od lat UE. Uczynił to nawet w czasie obecnej wizyty w Rijadzie, mówiąc otwarcie o prawach człowieka i pluralizmie religijnym bez żadnych negatywnych konsekwencji. – Rodzina królewska Saudów odróżnia życie prywatne swych gości od spraw państwowych – podsumowały z satysfakcją niemieckie media. Jak można się było spodziewać, szef niemieckiej dyplomacji nie miał także żadnych problemów z racji swej orientacji seksualnej w Turcji, Zjednoczonych Emiratach Arabskich i Katarze.
W Rijadzie rozmawiał nie tylko z szefami resortów spraw zagranicznych i finansów, ale został także nieoczekiwanie przyjęty przez króla Abdullaha. Władca wiedział doskonale, że ma do czynienia z politykiem, który jeszcze nie tak dawno głosił potrzebę „przekazania innym krajom ducha niemieckiej tolerancji”. Środkiem do tego celu miałoby być ograniczenie pomocy gospodarczej dla krajów źle traktujących kobiety oraz tym, „gdzie homoseksualistom grozi kara śmierci”. Przyjęcie, z jakim się spotkał w jednym z najbardziej konserwatywnych krajów świata, kończy definitywnie dyskusję w Niemczech na temat zdolności do prowadzenia efektywnej polityki zagranicznej na Bliskim Wschodzie przez ministra-geja.
Dotyczy to także Izraela, chociaż z innych przyczyn. Kilka lat temu przyjaciel Westerwellego i jeden z liderów jego partii, FDP, Jürgen Möllemann usiłował zdobyć głosy niemieckich muzułmanów, krytykując działania Izraela wobec Palestyńczyków. W czasie niedawnej wizyty w Izraelu obyło się bez najmniejszych zgrzytów. – Westerwelle nie popełnił dotychczas żadnego błędu – tłumaczy politolog Gerd Langguth.
Innego zdania są niemieccy konserwatyści, którzy nazywają szefa MSZ „polskim ministrem spraw zagranicznych”. Nie ma praktycznie dnia, aby sformułowania tego nie używał konserwatywny dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” w kolejnych komentarzach o blokadzie przez Westerwellego miejsca w radzie fundacji Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie dla Eriki Steinbach. Podobne oskarżenia padają z ust polityków bawarskiej CSU.