Siedmiolatek Robert Rantala z Turku – syn Rosjanki i Fina – został odebrany rodzicom i umieszczony w domu opieki. Nauczyciele zaczęli bić na alarm, gdy chłopczyk opowiedział w szkole, że mama spuściła mu lanie i że być może wkrótce wyjedzie do Rosji. Między Moskwą i Helsinkami rozpętał się polityczny skandal, który doszedł nawet do gabinetów szefów dyplomacji. Przy okazji przez media przetoczyła się dyskusja, w której Finom zarzucano antyrosyjskie uprzedzenia, a prokremlowska młodzieżówka Naszych pikietowała pod ambasadą Helsinek. W komentarzach prasowych padały porównania Finlandii do faszystowskich Niemiec, a chłopca – do więźnia politycznego.
Po kilku tygodniach izolacji od rodziców chłopiec uciekł i wrócił do domu, a opieka społeczna zagroziła, że do sprawy wkroczy policja. Rosyjski rzecznik praw dziecka Paweł Astachow oświadczył wówczas, że Finowie „przegięli”, i ruszył do Finlandii z odsieczą. Przedwczoraj oznajmił, że fińska służba opieki socjalnej zgodziła się na pozostawienie Roberta w domu pod warunkiem, że cała rodzina będzie pod ich ścisłą kontrolą. Sytuacja została opanowana, jednak państwo Rantala wyznali rosyjskim mediom, iż nie czują się komfortowo i rozważają emigrację do Rosji w celu zatrudnienia się na budowie obiektów olimpijskich w Soczi.
[wyimek]Między Moskwą i Helsinkami rozpętała się polityczna awantura [/wyimek]
To już kolejna z serii kłótnia o dzieci z mieszanych małżeństw. W ubiegłym roku Rosja żyła historią Iriny Bielenki ściganej we Francji za porwanie własnej córki, opiekę nad którą francuski sąd przyznał jej byłemu mężowi. Do wzajemnego wykradania sobie syna uciekali się także rozwiedzeni państwo Salonen (Fin i Rosjanka) po tym, jak sąd oddał go ojcu. Za każdym razem rosyjskie władze stawały po stronie swoich obywatelek, chociaż było to sprzeczne z decyzjami sądów we Francji i Finlandii.
Zdaniem Astachowa jedną z przyczyn regularnego pojawiania się tego typu problemów są rosnące znaczenie i wpływy Rosji. – Nasi obywatele żyjący za granicą zrozumieli, że państwo jest silne, i dlatego częściej się skarżą – tłumaczył „Rzeczpospolitej” tuż po powrocie z Finlandii. Przyznał jednak, że spory wynikają z różnic kulturowych i prawnych.